czwartek, 9 czerwca 2022

Recenzja: Iron Maiden- "Powerslave"

 

Okładka albumu "Powerslave" zespołu Iron Maiden

Iron Maiden po dołączeniu do składu Bruce'a Dickinsona wyraźnie nabierał rozpędu serwując co najmniej dobrą płytę raz na rok. I nie inaczej było w roku 1984 gdy na półki sklepowe trafił piąty krążek zespołu. Co prawda "Powerslave" posiada tą samą istotną wadę co poprzedni "Piece of Mind" czyli bardzo dużą różnicę poziomu między poszczególnymi utworami, patrząc na całokształt to właśnie pochodząca z 1984 roku płyta stoi na wyższym poziomie.

Fakt, że proporcje między utworami świetnymi, a słabymi wynosi pół na pół, jednak do tej lepszej części należą dwie najdłuższe kompozycje: utwór tytułowy oraz genialny "Rime of the Ancient Mariner". Pierwszy z wymienionych kawałków to kompozycja wokalisty grupy zawierająca wyśmienity riff oraz bardzo fajne zwolnienie w trakcie którego słuchać bardzo dobrą solówkę gitarową. Pochwalić należy także samego autora kompozycji za świetną, zadziorną partię wokalną. Dickinson bardzo dobrze "wczuł się" w rolę. Drugi z wymienionych numerów natomiast to jeden z moich ulubionych utworów zespołu w ogóle i równocześnie jeden z najdłuższych w całej dyskografii Iron Maiden. Dawniej w "Rime..." nie przekonywał mnie fragment, gdy grupa cichła byśmy mogli usłyszeć fragment poematu pod tym samym tytułem. Teraz jednak nie wyobrażam sobie słuchania tego 14minutowego kolosa bez tego klimatycznego fragmentu. Szczególnie, że te kilka minut świetnie buduje napięcie przed najlepszą częścią kompozycji Steve'a Harrisa z genialnymi popisami gitarzystów.

Dwa powyższe utwory mimo, że stały się bardzo popularne i dosyć często bywały wykonywane na koncertach, to chyba i tak największą popularnością z tej płyty cieszą się dwa inne numery: energiczny otwieracz skomponowany przez basistę zespołu ze słynną galopadą i stadionowym refrenem, a także oparty na typowym dla nurtu NWOBHM riffie "2 minutes to midnight" opowiadający o tzw. zegarze zakłady.

Niestety pozostałe cztery numery to już zwykle wypełniacze szybko wypadający z pamięci. Jeszcze instrumentalny "Loswer words (Big 'Orra) jakoś daje radę, za to pozostałe numery nie odbiegają wiele od tego co prezentowały inne grupy nowej fali brytyjskiego heavy metalu pokroju Samson, w którym śpiewał kilka lat wcześniej Bruce Dickinson. I to właśnie przede wszystkim jego kompozycje (poza "Powerslave") sprawiają, że zespół robi na tym albumie jakby krok wstecz, a przecież Iron Maiden stylistykę Heavy metalową znacznie rozwinął na swoich poprzednich krążkach.

Szkoda, że piąty album grupy jest tak mocno nierówny. Kompozycje Steve'a Harrisa w dwóch przypadkach na trzy wyszły wyśmienicie, a ta trzecia propozycja i tak wypada najlepiej z czwórki wypełniaczy. Po "Powerslave" widać, że wokalista grupy także ma niesamowity potencjał kompozytorski, co pokazał także w tandemie z Adrianem Smithem ("2 minutes to midnight"), a jednak większość jego propozycji okazało się zanadto zbliżona, do stylistyki jego poprzedniego zespołu. Jednak stosunkowo krótki czas trwania wypełniaczy w porównaniu do bardzo wysokiego poziomu dwóch najdłuższych utworów nieco niweluje jego braki.

7/10

Lista utworów:

  1. Aces high
  2. 2 minutes to midnight
  3. Loswer words (Big 'Orra)
  4. Flash of Blades
  5. The Dualists
  6. Back in the Village
  7. Powerslave
  8. Rime of the Ancient Mariner


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz