Po serii albumów najłatwiej określanych jako rock psychodeliczny, albo przynajmniej takimi, w których psychodelia pełni największą rolę, King Gizzard and the Lizard Wizard wydali album dość mocno od poprzednich się różniący. Psychodeliczne wpływy wciąż są tu słyszalne, jednak sama muzyka mogłaby śmiało zostać nagrana np. przez The Beatles albo The Byrds kilkadziesiąt lat temu. Nie mam nic przeciwko zespołom retro rockowym, bo czasami fajnie mieszają wpływy różnych wykonawców tworząc coś ciekawego (jak Blood Ceremony, które już się u mnie pojawiło), jednak tutaj tak oryginalnie nie jest. Co nie znaczy że źle. Australijczycy całkiem zgrabnie połączyli beatlesowskie melodie, folkowy urok z towarzyszącą od początków zespołu psychodelią. W rezultacie wyszedł album nie przynoszący nic wielkiego muzyce, ale bardzo miły w słuchaniu, zakładając, że ktoś jest fanem wspomnianych Beatlesów czy The Byrds.
Wadą krążka na pewno jest też to, że poszczególne utwory zwykle nie różnią się od siebie za bardzo, a do tego biorąc pod uwagę dzisiejsze czasy, to brzmią dosyć naiwnie, jednak jak już pisałem - przyjemnie. Zaletą jednak jest krótki czas trwania płyty, dzięki czemu materiał ten nie zdąży się za bardzo znudzić, a także być może również miał być odniesieniem do tamtych czasów, gdy albumy niewiele przekraczały pół godziny. Utwory w rodzaju tytułowego, "Bone", "Dirt", "N.G.R.I (Bloodstain)", "Time=Fate" i "Most Of What I Like" to głównie melodyjne, folk-rockowe piosenki z lekkim psychodelicznym posmakiem. Większe wpływy zespołów psych-rockowych słychać w "Cold Cadaver" i "Time=$$$", jednak oba pasują do całości podobnie jak "Sense" z bardziej jazzowymi dęciakami. Niezbyt za to do pozostałych utworów pasuje bujający "The Bitter Boogie", a szczególnie eksperymentalny "Trapdoor". Oba utwory są jednak całkiem niezłe jako wyrwane z całości. Cały album idealnie spina folkowy instrumental "Paper Mache".
"Paper Mache Dream Ballon" był według mnie najmniej oryginalnym albumem jaki Australijski zespół wydał do tamtej pory. Choć na poprzednich dziełach grupa także nie wyznaczała nowych trendów, a raczej przekładała muzykę sprzed pół wieku na bardziej współczesne czasy, to ten album momentami naprawdę brzmi jakby został nagrany w latach 60. co dodatkowo podkreślają charakterystyczne dla King Gizzard and the Lizard Wizard linie wokalne. Podobnie jak już kilka recenzowanych przeze mnie albumów w ostatnim czasie, tak i "Paper Mache Dream Ballon" może spisać się dobrze jako muzyka towarzysząca codziennym czynnościom, jednak równie dobrze, a nawet lepiej w tej roli spiszą się utrzymane w podobnych klimatach dzieła z tamtej epoki.
6/10
Lista utworów:
- Sense
- Bone
- Dirt
- Paper Mache Dream Ballon
- Trapdoor
- Cold Cadaver
- The Bitter Boogie
- N.G.R.I (Bloodstain)
- Time=Fate
- Time=$$$
- Most Of What I Like
- Paper Mache

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz