środa, 21 grudnia 2022

Recenzja: Metallica - "Hardwired... To Self-Detruct"

Okładka albumu "Hardwired... To Self-Detruct" zespołu Metallica

Fani Metalliki z pewnością muszą się wykazywać cierpliwością. Ich ukochany zespół lubi zrobić sobie dłuższą przerwę między kolejnymi albumami, a między dwoma (jeszcze) ostatnimi krążkami minęło 8 lat. Często słyszy się opinie, że jest to najcięższy album od czasów debiutu. Takie stwierdzenie dla mnie jest bardzo przesadzone, a przez wygładzone brzmienie nie brzmi jakoś mocniej niż "Death Magnetic" o "St. Anger" i albumach nr 2,3 i może 4 nie wspominając. Czy brzmienie jest wadą czy może zaletą, to raczej subiektywne odczucie, jednak muzycy na tym albumie podążyli nie do końca słuszną drogą, którą wybrało też choćby Iron Maiden, czyli niepotrzebne wydłużanie kompozycji.

Najbardziej zwięzły, ale też nie wyróżniający się jakoś mocno jest agresywny otwieracz trwający około 3 minuty. Być może kawałek ten prezentował by się lepiej z bardziej surowym brzmieniem z trzech pierwszych albumów zespołu. "Hardwired" jest najsłabszym kawałkiem z pierwszej płyty (album jest dwupłytowy) obok "Dream No More" nasuwającym lekkie skojarzenia z "Sad But True", jednak nie tak udanym i sztucznie przedłużanym. Nie pomaga też tutaj wokal, który brzmi jak lekko przetworzony. Znacznie lepiej wypadają posiadający dosyć przebojowym refren "Atlas, Rise", także przebojowy - jeden z moich faworytów - "Moth into Flame" oraz posiadający kroczący riff "Now That We're Dead". Każdy z tych trzech utworów został zresztą wydany na singlach, podobnie jak otwieracz i kończący pierwszą płytę "Halo on Fire". Ten ostatni to chyba moja ulubiona kompozycja z całego albumu. Jest to półballada posiadająca udane zaostrzenia, szczególnie mocno podoba mi się końcówka utworu.

Druga płyta jest już mniej ciekawa, ale znajdą się tu utwory solidne. Najlepiej wg mnie wypadają dwa ostatnie utwory na płycie: "Murder One" i najbardziej agresywny "Spit Out The Bone". Całkiem nieźle wypada też chwytliwy "Confusion" oraz "Here Comes Revenge" oba jednak ponownie są za długie, a ten drugi dodatkowo posiada wstęp dosyć mocno zalatujący "Lepper Messiah" z "Master od Puppets". Bardziej nijako za to prezentują się "ManUNKind" i kojarzący się z "Loadami" "Am I Savage".

Ostatni do tej pory album pionierów thrash metalu na pewno nie jest takim na takim poziomie co pierwsze 5-6 albumów zespołu. Znajdziemy tu kilka ciekawych, agresywniejszych ale też bardziej stonowanych utworów. Szkoda jednak, że muzycy postanowili niepotrzebnie tak przedłużać swoje utwory i w rezultacie cały album. Gdyby zrezygnować z dwóch kawałków o których pisałem w poprzednim akapicie oraz skrócić pozostałe, to powstałby całkiem dobry w swojej stylistyce niespełna godzinny album. Niestety członkowie Mety postanowili inaczej, przez co przychodzą momenty, że ma się ochotę wyłączyć płytę (zwykle tą drugą).

6/10

Lista utworów:

  1. Hardwired
  2. Atlas, Rise
  3. Now That We're Dead
  4. Moth into Flame
  5. Dream No More
  6. Halo on Fire
  7. Confusion
  8. ManUNKind
  9. Here Comes Revenge
  10. Am I Savage
  11. Murder One
  12. Spit Out The Bone 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz