niedziela, 10 kwietnia 2022

Black Sabbath- "Paranoid"

 

Okładka albumu "Paranoid" zespołu Black Sabbath

Kilka miesięcy po nagraniu słynnego debiutu, zespół Black Sabbath zabrał się za nagrywanie kolejnego krążka. Efektem sesji jest najbardziej znany album kwartetu i jeden z najbardziej znanych w historii hard-rocka, „Paranoid”. Czym właściwie ta sława jest spowodowana? Po pierwsze drugi album grupy poziomem niewiele ustępuje wielkiemu poprzednikowi. Po drugie, to właśnie na tej płycie znalazły się dwa najbardziej rozpoznawalne utwory zespołu.

Tytułowy „Paraoid” będąc tym nr jeden jeśli chodzi o sławę, to proste, krótkie i przebojowe nagranie, skomponowane ponoć w kilkanaście minut na żądanie wytwórni, która oczekiwała materiału na singiel. Sukces został osiągnięty z nawiązką, ale nie jest to wybitny kawałek.

Co innego drugi z najbardziej znanych fragmentów albumu. Monumentalny „Iron man” to świetna kompozycja oparta na genialnym, „kroczącym” riffie, którego zna każdy wielbiciel rocka czy metalu. Nie można zapomnieć o świetnej grze sekcji rytmicznej złożonej z Geezera Butlera i Billa Warda oraz solówce, będącą jedną z moich ulubionych w dorobku gitarzysty Tony’ego Iommi.

Wśród fanów grupy szczególnym statusem cieszą się jeszcze dwie kompozycje. Świetny otwieracz „War pigs” to kolejna kompozycja którą zwykle kojarzą rockowi słuchacze. Ciężko zapomnieć o słynnym „dialogu” wokalu Ozzy’ego z gitarą, czyli najbardziej rozpoznawalne fragmenty utworu. Po raz kolejny od samego początku albumu możemy też zachwycać się świetną sekcją rytmiczną oraz genialną produkcją, za którą po raz kolejny zabrał się Rodger Bain.

Mniej znany, ale dla fanów równie kultowy jest finał zespołu „Faires wear boots”. Mniejsza popularność jest zdecydowanie niezasłużona. Pozostałym, sławniejszym fragmentom utwór nie ustępuje, a w przypadku tytułowego singla-nawet przewyższa.

Stylistycznie do reszty albumu nawiązują posiadający posępny riff „Electric Funeral” oraz następujący po nim „Hand of doom”. Utwory dobre, ale nie tak genialne jak słynniejsze kompozycje.

Najbardziej od stylistyki reszty albumu odstaje klimatyczna ballada „Planet caravan”. Bardzo ładna, przyjemnie się jej słucha, miło też słyszeć gitarzystę w takiej delikatnej, subtelnej wręcz stylistyce. Tym co najbardziej zwraca tu jednak uwagę, to przetworzony przez różne efekty śpiew Ozzborne’a…nie wiem czy do końca udany. Mi osobiście podoba się to średnio, ale przynajmniej panowie z Birmingham mieli odwagę nieco poeksperymentować, czego w późniejszej, w tym dzisiejszej muzyce, bardzo często brakuje.

Za eksperyment można też uznać „Rat salat” będący  w głównej mierze perkusyjną solówką tylko na początku i końcu zawierający partie pozostałych instrumentalistów, czyli coś co w tamtym czasie było dosyć modne u rockowych wykonawców, żeby wspomnieć chociażby „toad” tria Cream czy „Moby dick” Led Zeppelin, czyli najsłynniejsze tego typu nagrania. Mnie osobiście nie zachwyca. Z całej trójki, jedynie solówka Bakera jako tako mi się podoba, ale „Rat salat” przynajmniej nie jest zbyt długie.

„Paranoid” to na pewno ścisła czołówka hard-rocka, z całą pewnością zasługująca na wielką popularność. Nie nazywał bym jednak tego albumu najwybitniejszym krążkiem zespołu. O wiele lepiej moim zdaniem wypada ich poprzedni oraz kolejny krążek, nie mniej często wracam do drugiej płyty zespołu, ponieważ nawet słabsze fragmenty albumu stoją na całkiem wysokim poziomie o jakim wielu wykonawców może tylko pomarzyć. Zastanawiałem się całkiem długo nad oceną maksymalną, jednak ze względu na kilka słabszych fragmentów muszę wystawić ocenę o oczko niższej.

9/10

Lista utworów:

  1. War pigs
  2. Paranoid
  3. Planet Caravan
  4. Iron Man
  5. Electric funeral
  6. Hand of doom
  7. Rat sałat
  8. Faires wear boots

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz