sobota, 9 kwietnia 2022

Led Zeppelin- "Led Zeppelin"

 

Okładka albumu "Led Zeppelin" zespołu Led Zeppelin

Druga połowa lat sześćdziesiątych i pierwsza połowa lat siedemdziesiątych to okres największego rozkwitu muzyki rockowej. Jednym z najbardziej wpływowych, a także najlepszych albumów tego czasu był wydany w 1969 roku, niezatytułowany debiut brytyjskiej grupy Led Zeppelin. Stylistycznie to niby popularny w tamtych czasach blues-rock, ale do tej pory nikt nie grał z taką energią i ciężarem jak ten wpływowy kwartet.

Genialna produkcja zwraca na siebie uwagę już w otwierającym album energetycznym „Good times, bad Times”. Produkujący płytę, gitarzysta grupy Jimi Page, nadał brzmieniu każdego instrumentu niezwykły ciężar, szczególnie mocarnie brzmią tu perkusyjne partie Johna „Bonzo” Bonhama. Mimo świetnego początku, dalej jest już tylko lepiej.

Na drugim na liście „Babe, I’m gonna leave you” zespół udanie łączy folkowe, akustyczne fragmenty z prawdziwie hard-rockowymi zaostrzeniami. O ile w poprzednim kawałku wokalista Robert Plant spisał się nieźle, tak tutaj jego śpiew jest genialny. Niestety z utworem wiąże się pewna kontrowersja. Zespół nieświadomy autorstwa folkowej artystki Anne Bredon, podpisał go jako „tradycyjny”. Autorka o przeróbce Anglików dowiedziała się ponoć od swojego syna wiele lat później, gdy ten zapytał się matki dlaczego wykonuje utwór Led Zeppelin na koncertach.

Jeszcze większe kontrowersje zbudziło przywłaszczenie sobie autorstwa „Dazed and confuzed”, świetnego, klimatycznego utworu pełnego niesamowitych popisów każdego z instrumentalistów, a i Plant prezentuje tu świetne partie wokalne. W oryginale skomponowany przez Jake’a Holmesa utwór w wykonaniu Led Zeppelin nabiera zupełnie nowego kształtu, więc mimo nieładnego zachowania zespołu, zdecydowanie warto zaznajomić się z tą wersją.

Między dwoma „kontrowersyjnymi” utworami znajduje się kolejna przeróbka, tym razem grane przez Williego Dixona „You shock me”, znane też w wykonaniu m.in. Jeff Beck group z wydanego rok wcześniej „Truth”. Tym razem panowie serwują nam kawał świetnego, ciężkiego bluesa, po raz kolejny zachwycającego genialnymi partiami każdego z muzyków.

Miłymi urozmaiceniami są znajdujące się kolejno na pozycji nr 5 i 6 „Your time is gonna come” i „Black Mountain side”. Pierwszy z nich opiera się przede wszystkim na klawiszowych partiach nagranych przez basistę Johna Paula Jonesa. Drugi natomiast, to płynnie przechodzący z poprzedniego utworu, genialny popis gitarowy Page’a, wspieranego przez hinduskiego muzyka Visama Jasani.

Po tych dwóch utworach następuje najszybszy, najbardziej energiczny „Communication Breakdown” opartego na bardzo dobrym riffie oraz udanej grze sekcji rytmicznej. Jest to swego rodzaju zapowiedź zespołów pokroju Thin Lizzy, a w dalszej perspektywie nurtu NWOBHM.

Ostatnie dwa utwory to kolejne przeróbki cudzych utworów. „I can’t quit you baby” to jeszcze jeden cover słynnego Williego Dixona, po raz kolejny nagrany ze znacznie większym ciężarem. Finałowy „How Many more Times” natomiast to jakby połączenie utworu „the Hunter” Alberta Kinga oraz „How many more Times” kolejnego słynnego bluesmana, Howlin’ Wolfa. Szczególnie finał albumu zachwycił mnie kolejnymi popisami muzyków. Warto też dodać, że Jimi Page, podobnie jak w „Dazed and confused” gra na gitarze…smyczkiem.

Mimo wszystkich, pozostawiających niesmak, kontrowersji dotyczących autorstwa niektórych kompozycji, pierwsza płyta Led Zeppelin, to jeden z moich ulubionych krążków jakie kiedykolwiek słyszałem. Po ponad 50-ciu latach, album wciąż brzmi świeżo, a do dzisiaj nagrano niewiele płyt brzmiących tak wyśmienicie, a przy tym zawierających tak wiele równego i genialnego materiału.

10/10

Lista utworów:

  1. Good times bad times
  2. Babe, I'm gonna leave you
  3. You shock me
  4. Dazed and confused
  5. Your time is gonna come
  6. Black mountain side
  7. Communication Breakdown
  8. I can't quit you babe
  9. How many more times

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz