piątek, 8 kwietnia 2022

Black Sabbath- "Black Sabbath"

Okładka albumu "Black Sabbath" zespołu Black Sabbath

Wydany 13 lutego 1970 roku debiut Black Sabbath to jedna z najbardziej kultowych i wpływowych płyt w historii fonografii.  Uważane za wyjątkowo ciężkie do tego czasu Cream, Jimi Hendrix Experience i przede wszystkim Led Zeppelin, nie grali z aż takim ciężarem jak brytyjski kwartet na swoim debiutanckim krążku, uważanym (mocno na wyrost) za pierwszy album metalowy w historii. Takie brzmienie zespołu jest też dziełem bardzo nieszczęśliwego wypadku. Wypadek w pracy gitarzysty Tony’ego Iommi, który stracił w nim opuszki palców, zmusił go do skontruowania specjalnych nakładek na palce oraz do obniżenia stroju gitary aby nie odczuwać bólu w czasie gry. Ale i bez tego jego styl polegający na genialnych riffach z pewnością byłby rozpoznawalny; a i reszta muzyków mu nie ustępuje. Zarówno utalentowany basista jak i perkusista Bill Ward posiadający bluesowo-jazzowe korzenie, nadają muzyce wyrazistości. Ciężko pominąć także jeden z najbardziej charakterystycznych wokali w historii, należącego do Ozzy’ego Osborne’a, pozbawionego wybitnych umiejętności ale idealnie pasującego do tej muzyki.

Faktycznie otwierający całość niezwykle mroczny utwór tytułowy zaczynający się od odgłosów burzy i bijących dzwonów i oparty na powolnym ale niezwykle ciężko brzmiącym riffie oraz emocjonalnym śpiewie Osborne’a, robi ogromne wrażenie nawet dzisiaj. Ponad 50 lat po wydaniu nagrania! Genialną robotę, zarówno w tym nagraniu jak i na całym albumie zrobił producent Rodger Bain, który świetnie wyważył proporcje między instrumentami i dzięki temu na całym albumie świetnie słyszalne są bardzo dobre partie basisty Geezera Butlera, który nie ogranicza się do prostych podkładów ale niejednokrotnie gra na albumie „pierwsze skrzypce”. Sam utwór zresztą powodował największe kontrowersje wśród ówczesnej ludności, ze względu, zarówno na niezwykle ponury, ciężki klimat, jak i, przede wszystkim, tekst uważany za satanistyczny. Co jest kompletną bzdurą, bo przecież w pewnym momencie podmiot liryczny prosi Boga aby ocalił go przed tajemniczą postacią w czerni.

Na pozostałej części albumu może nie jest już tak mrocznie i ciężko, ale dalej poziom jest niezwykle wysoki. Jak np. na kolejnym na płycie bluesowym „the Wizard” urozmaiconym partiami na harmonijce na której zagrał Ozzy oraz zawierającym genialne zagrywki perkusisty.

Także blues-rockowo brzmi „Behind the wall sleep”, może nie tak charakterystyczny jak dwa poprzednie utwory ale trzymający ten niezwykle wysoki poziom narzucony płycie już na pierwszych nagraniach.

Nic dziwnego, że poprzedni numer zostaje nieco w cieniu, bo nie tylko występuje po dwóch tak rozpoznawalnych i doskonałych kompozycjach, ale także zaraz po nim słyszymy jeden z najsłynniejszych klasyków zespołu i hard rocka w ogóle. „N.I.B” rozpoczyna się słynnym basowym intro Butlera, a zaraz po nim wchodzi riff równie kultowy jak z rozpoczynającego całość „Black Sabbath”. Po raz kolejny Iommi pokazuje także, że nie jest tylko mistrzem riffów ale i solówkami potrafi zachwycić. Jest to zarazem jedno z najbardziej chwytliwych i przebojowych nagrań w całej dyskografii zespołu.

Jeszcze bardziej przebojowy, chociaż nie tak genialny jest cover grupy Crow, „Evil Woman”. Przeróbka bardzo dobra i mająca największe szansę na stanie się radiowym przebojem, ale mimo to nie odniosła zbyt wielkiego sukcesu.

Jako kolejne słyszymy „Sleeping Village” początkowo mający potencjał na nagranie klimatem dorównujący otwieraczowi, szybko niestety zespół niejako marnuje szanse na kolejny kultowy numer w ostrzejszej części instrumentalnej. Nie ma tragedii, dalej przyjemnie się tego słucha, ale mam niedosyt.

Na oryginalnym wydaniu, jako finał słyszymy najbardziej rozbudowany, zawierający świetne popisy instrumentalistów, 10-ciominutowy „Warning”. Utwór niestety nie jest zbyt znany wśród przeciętnych fanów rocka zasłuchanych zwykle w kilku(nastu) utworach parunastu, najbardziej popularnych wykonawców, ale niechcącymi zapoznać się z twórczością mniej znanych, ale ciekawych artystów. A szkoda, bo to tutaj Iommi szczególnie pokazuje na co go stać. Genialny finał genialnego albumu.

Warto wspomnieć też o obecnym na niektórych wydaniach „Wicked world”, raz zastępującego „evil woman”, a raz występujący jako ostatnia, ósma kompozycja. Podobnie jak „zła kobieta”, którą kawałek zastępuje na niektórych wydaniach, jest chwytliwym numerem ale nie tak dobrym. Całkiem fajny jest jednak otwierający riff.

Kiedy słuchamy tego doskonałego debiutu, ciężko sobie wyobrazić, że został on nagrany w zaledwie jedną dobę przez chłopaków, którzy niewiele wcześniej kończyli 20 lat. Ciężko też sobie wyobrazić dalszy rozwój rocka oraz powstanie metalu gdyby nie ten niesamowity album.

10/10

Lista utworów:

  1. Black Sabbath
  2. the Wizard
  3. Behinf the Wall Sleep
  4. N.I.B.
  5. Evil Woman
  6. Sleeping Village
  7. Warning
  • Wicked world

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz