Faktycznie otwierający całość niezwykle mroczny utwór
tytułowy zaczynający się od odgłosów burzy i bijących dzwonów i oparty na powolnym
ale niezwykle ciężko brzmiącym riffie oraz emocjonalnym śpiewie Osborne’a, robi
ogromne wrażenie nawet dzisiaj. Ponad 50 lat po wydaniu nagrania! Genialną
robotę, zarówno w tym nagraniu jak i na całym albumie zrobił producent Rodger
Bain, który świetnie wyważył proporcje między instrumentami i dzięki temu na
całym albumie świetnie słyszalne są bardzo dobre partie basisty Geezera
Butlera, który nie ogranicza się do prostych podkładów ale niejednokrotnie gra
na albumie „pierwsze skrzypce”. Sam
utwór zresztą powodował największe kontrowersje wśród ówczesnej ludności, ze
względu, zarówno na niezwykle ponury, ciężki klimat, jak i, przede wszystkim,
tekst uważany za satanistyczny. Co jest kompletną bzdurą, bo przecież w pewnym
momencie podmiot liryczny prosi Boga aby ocalił go przed tajemniczą postacią w
czerni.
Na pozostałej części albumu może nie jest już tak mrocznie i
ciężko, ale dalej poziom jest niezwykle wysoki. Jak np. na kolejnym na płycie
bluesowym „the Wizard” urozmaiconym partiami na harmonijce na której zagrał
Ozzy oraz zawierającym genialne zagrywki perkusisty.
Także blues-rockowo brzmi „Behind the wall sleep”, może nie
tak charakterystyczny jak dwa poprzednie utwory ale trzymający ten niezwykle
wysoki poziom narzucony płycie już na pierwszych nagraniach.
Nic dziwnego, że poprzedni numer zostaje nieco w cieniu, bo
nie tylko występuje po dwóch tak rozpoznawalnych i doskonałych kompozycjach,
ale także zaraz po nim słyszymy jeden z najsłynniejszych klasyków zespołu i
hard rocka w ogóle. „N.I.B” rozpoczyna się słynnym basowym intro Butlera, a
zaraz po nim wchodzi riff równie kultowy jak z rozpoczynającego całość „Black
Sabbath”. Po raz kolejny Iommi pokazuje także, że nie jest tylko mistrzem
riffów ale i solówkami potrafi zachwycić. Jest to zarazem jedno z najbardziej
chwytliwych i przebojowych nagrań w całej dyskografii zespołu.
Jeszcze bardziej przebojowy, chociaż nie tak genialny jest
cover grupy Crow, „Evil Woman”. Przeróbka bardzo dobra i mająca największe
szansę na stanie się radiowym przebojem, ale mimo to nie odniosła zbyt
wielkiego sukcesu.
Jako kolejne słyszymy „Sleeping Village” początkowo mający
potencjał na nagranie klimatem dorównujący otwieraczowi, szybko niestety zespół
niejako marnuje szanse na kolejny kultowy numer w ostrzejszej części
instrumentalnej. Nie ma tragedii, dalej przyjemnie się tego słucha, ale mam
niedosyt.
Na oryginalnym wydaniu, jako finał słyszymy najbardziej
rozbudowany, zawierający świetne popisy instrumentalistów, 10-ciominutowy
„Warning”. Utwór niestety nie jest zbyt znany wśród przeciętnych fanów rocka
zasłuchanych zwykle w kilku(nastu) utworach parunastu, najbardziej popularnych
wykonawców, ale niechcącymi zapoznać się z twórczością mniej znanych, ale
ciekawych artystów. A szkoda, bo to tutaj Iommi szczególnie pokazuje na co go
stać. Genialny finał genialnego albumu.
Warto wspomnieć też o obecnym na niektórych wydaniach
„Wicked world”, raz zastępującego „evil woman”, a raz występujący jako
ostatnia, ósma kompozycja. Podobnie jak „zła kobieta”, którą kawałek zastępuje
na niektórych wydaniach, jest chwytliwym numerem ale nie tak dobrym. Całkiem fajny jest jednak otwierający riff.
Kiedy słuchamy tego doskonałego debiutu, ciężko sobie
wyobrazić, że został on nagrany w zaledwie jedną dobę przez chłopaków, którzy
niewiele wcześniej kończyli 20 lat. Ciężko też sobie wyobrazić dalszy rozwój
rocka oraz powstanie metalu gdyby nie ten niesamowity album.
10/10
Lista utworów:
- Black Sabbath
- the Wizard
- Behinf the Wall Sleep
- N.I.B.
- Evil Woman
- Sleeping Village
- Warning
- Wicked world

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz