The Doors to jeden z najbardziej znanych zespołów
najciekawszego dla rozwoju rocka okresu stanowiącego drugą połowę lat 60. I
pierwszą lat 70. Pod koniec szóstej dekady XX wieku, panowie z Kalifornii sławą
wcale nie ustępowali zespołom tzw. „brytyjskiej inwazji” (np. the Beatles, the
Rolling Stones, the Who czy Animals). W przypadku tych muzyków ich popularność
bynajmniej nie jest nieuzasadniona. Zespół tworzył świetne, chwytliwe kawałki
zawierające ciekawe, typowe dla rocka psychodelicznego rozwiązania, oraz
dysponował utalentowanymi instrumentalistami oraz wokalistą o
charakterystycznym niskim głosie i niesamowitej charyzmie.
Debiut przyniósł grupie dwie kultowe kompozycje. Co ciekawe,
są to dwa najdłuższe na albumie nagrania, co zdarza się raczej rzadko.
Pierwszym z wielkich przebojów jest niezwykle melodyjny „Light my fire”
posiadający genialne popisy Raya Manzarka na klawiszach oraz Robbiego Kriegera
na gitarze. W przypadku tego drugiego, szkoda, że nie ma on więcej szans na
pokazanie pełni swojego talentu, bo jego solówka nagrana jest tu z niezwykłym
feelingiem. Drugim z najbardziej znanych fragmentów płyty jest ponad
11minutowy finał albumu ”the End”, który swoją sławę zawdzięcza raczej
kontrowersyjnemu tekstowi, niż muzyce, mimo że ta jest prawdziwym,
hipnotyzującym arcydziełem o orientalnym klimacie.
Reszta albumu także stoi na bardzo wysokim poziomie.
Zachwyca energiczny otwieracz „Break on Through(to the other Side)” z
ekspresyjną partią wokalną Jima Morrisona. Nie ustępuje mu nieco mniej
dynamiczny „Soul kitchen”, spokojna ballada „the Crystal Ship” czy „Twentieth
Century Fox” przy którym nie da się powstrzymać głowy od kołysania nią do rytmu
czy dupania nóżką.
Słabo wypada następująca po nich kabaretowa pioseneczka
„Alabama song (Whiskey Bar)”, do której mimo wielu prób nie potrafię się
przekonać. Nie zachwyca mnie także „End of the night” może i nastrojowa, ale
dla mnie ten kawałek mógłby być na albumie nieobecny.
Dobrze słucha się natomiast pozostałych ”I looked at you”,
zagranego z dużą energią „Take it as It Comes” czy bluesowego kawałka
wykonywanego przez Howlin’ Wolfa „Back door man”. Nie są to może utwory takiego
kalibru jak cztery pierwsze kawałki, nie mówiąc już o „the End” i „Light my
fire”, ale to wciąż kawał solidnego rockowego grania.
Nazwany tak samo jak zespół debiut the Doors to jeden z
najbardziej znanych albumów końcówki lat 60. oraz całego rocka
psychodelicznego, cieszący się kultem jak najbardziej zasłużonym, mimo, kilku
wad. Nie są to jednak wady na tyle duże ani nie ma ich tak dużo, żeby mocno
zakłócać odbiór albumu. Krążek, który musi znać każdy miłośnik starego
klasycznego rocka.
9/10
Lista utworów:
- Break on Through(to the other Side)
- Soul Kitchen
- the Crystal Ship
- Twetieth Century Fox
- Alabama song (Whiskey Bar)
- Light my fire
- Back Door Man
- I Looked at You
- End of the Night
- Take It as It Comes
- the End

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz