Trzeci album zespołu Metallica to w powszechnej opinii krążek uważany za największe dzieło zespołu, a nawet całego gatunku. Nie wiem czy najlepsze w całym, szeroko pojętym metalu, ale na pewno jest to najściślejsza czołówka płyt w gatunku. Zespół mimo że powiela pomysły z poprzedniego "Ride the lighting", to wciąż się rozwija.
Za tezą o powielaniu pomysłów z poprzednika może świadczyć chociażby układ albumu, czyli niezwykle ciężki otwieracz poprzedzony akustycznym wstępem, utwór tytułowy jako drugi w kolejności, "pół ballada" na pozycji nr cztery a także obecność utworu instrumentalnego. Jednak każdy z tych utworów mocno różni się od swoich odpowiedników z drugiej płyty zespołu, zwykle nawet je przewyższając, chociaż nieznacznie.
Album rozpoczyna i kończy dwoma najcięższymi numerami na płycie, dla kontrastu rozpoczynające się łagodnymi wstępami. Zarówno otwierający "Battery" jak i jeszcze bardziej agresywny "Damage inc" to bardzo dobre w swojej stylistyce kompozycje, którym mimo ciężaru nie brakuje też melodii. A i tak nie należą do tej lepszej połowy albumu, bo tam poprzeczka postawiona jest naprawdę wysoko.
Największym uznaniem fanów cieszą się szczególnie dwa nagrania. Tytułowy "Master..." to wielowątkowe dzieło ze świetnymi riffami i bardzo dobrym zwolnieniem w środku utworu, w czasie którego słyszymy genialną gitarową solówkę. Drugim z uwielbianych przez fanów utworów jest instrumentalny "Orion" będący w głównej mierze popisem basisty zespołu, Cliffa Burtona, który gra tutaj nawet niczego sobie solo.
Popularnością tym dwóm kompozycjom niewiele ustępuje ballada "Welcome home (sanitarium)" o mrocznym, niepokojącym klimacie. Kolejna perełka w dyskografii grupy.
Do tej lepszej połowy albumu dodalbym także świetny, choć nie tak doceniany "the thing that should not be" z kolejnymi świetnymi partiami basu, ale też dobrym wokalem Hetfielda, który od czasu poprzednika jeszcze bardziej rozwinął swoje umiejętności.
Najgorzej na krążku (co jednak nie znaczy że jakoś bardzo źle) wypadają "Disposable Heroes" i "Lepper Messiah". Pierwszy ma fajną linie wokalną w refrenie, ale poza tym nie ma tu wiele więcej ciekawego. Poza tym jest jednak przydługi jak na tak nieciekawe nagranie. Trochę bardziej lubię drugi z wymienianych kawałków, przy którym ciężko powstrzymać się kiwania głową czy wykrzyczenia refrenu razem z Jamesem. Jednak na tle pozostałych kawałków, nawet lubiane przez mnie "Lepper Messiah" wypada dosyć blado.
"Master of puppets" to jeden z tych albumów, których popularność, a nawet wręcz kult jakim jest obdarzony, jest całkiem zrozumiały. Grupa z Bay Arena wspina się tutaj na swoje wyżyny, prezentując nam bardzo dobre działo, mające jednak mały"dołek" w postaci utworów nr 5 i 6, ale nie jest to też przepaść. Sam z całej dyskografii grupy, wyżej stawiam tylko poprzedni "Light the light.
9/10
Lista utworów:
- Battery
- Master of puppets
- The thing that should not be
- Welcome home (sanitarium)
- Disposable Heroes
- Lepper Messiah
- Orion
- Damage inc

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz