sobota, 2 lipca 2022

Recenzja: Black Midi - "Schlangenheim"

 

Okładka albumu "Schlangenheim" zespołu black midi

Już niedługo, bo 15 lipca ukaże się "Hellfire", czyli kolejny album dosyć młodego, ale jakże obiecującego, a nawet w pewnych kręgach niesamowicie popularnego zespołu o nazwie black midi. Wspomniana premiera zachęciła mnie, by rozpocząć opisywanie tego świetnego, brytyjskiego bandu. Grupa ta bardzo udanie łączy kilka, może nawet kilkanaście gatunków muzycznych, wśród swoich inspiracji zawierając post punkowe King Crimson, Talking Head, This Head, Can i sporo innych interesujących twórców z poprzedniego stulecia.

black midi niemałe zainteresowanie sobą spowodował jeszcze przed ukazaniem się ich debiutanckiego albumu "Schlangenheim" będącego tematem tej recenzji. Owo zainteresowanie nie jest przypadkowe. Szybko po ukształtowaniu się składu, zespół budził sensację na swoich występach, apetyt słuchaczy podsycając singlami. W końcu w 2019 roku ukazał się wspomniany debiut. Muzyka tu zawarta nie jest najłatwiejsza w odbiorze, co można stwierdzić po wymienionych wcześniej inspiracjach, a mimo to na portalu Rateyourmusic szybko zdobył dużą liczbę ocen - w większości pozytywnych.

Wielkim plusem (przynajmniej dla mnie) jest barwa głosu wokalisty Geordiego Greepa, który brzmi bardzo podobnie do mojego wielkiego idola, Davida Bowiego. Różni się jednak od wspomnianego Brytyjczyka - i to mocno - sposobem śpiewania. Wprawdzie w otwierającym krążek "953" te podobieństwa nie są tak mocne, za to utwór ten ma inne walory. Jest to jedno z najmocniejszych, najbardziej energicznych nagrań na całej płycie; jednak te żywiołowe fragmenty udanie łączy z tymi spokojnymi.

Na brak energii słuchacz na pewno nie ma co narzekać, choć zwykle te żywiołowe fragmenty są przeplatane ze spokojnieszymi tak jak w otwieraczu. Taka sytuacja jest np. w "Reggae", albo w "Near DT, MI" gdzie jednak bardziej podobają mi się momenty spokojniesze.

Wspomniane utwory są udane, jednak wcale nie są najlepsze na całym albumie. "Speedway" chociażby genialnie łączy z jednej strony bardzo proste partie gitary elektrycznej z wyśmienitą, skomplikowaną grą perkusisty, który obok wokalisty jest na "Schlangenheim" najważniejszą postacią. Interesujące są szczególnie fragmenty gry gitarowe akordy uderzają w "mroczny" ton. Jeszcze lepszy jest prawie tytułowy "Of Schlangenheim" z bardzo chwytliwą melodią, świetnym brzmieniem basu, genialną gitarą i wyśmienitymi popisami wokalnymi Greepa. Bardzo udany jest również ośmiominutowy "Western", którego początek faktycznie może się kojarzyć z takimi kowbojskimi klimatami. Ten czar pryska gdy utwór staje się bardziej żywiołowy, ale i ta część jest świetna, na swój sposób całkiem chwytliwa.

Mniej entuzjastycznie jestem nastawiony do ostatnich trzech kompozycji na płycie. "Bmbmbm" w zasadzie wciąż powtarza jeden motyw, który zespół próbuje wzbogacić co jakiś czas. Także wokal jest tu monotonny, bo praktycznie cały utwór jest "mówiony". Jako urozmaicenie można wymienić jakieś jęki czy krzyki w tle, ale to nie podnosi poziomu utworu. "Years Ago" oparty jest na monotonnej sekcji rytmicznej ale przynajmniej jest krótki. Finałowy "Ducter" też nie wyróżnia się niczym nadzwyczajnym.

Mimo że "Schlangenheim" nie jest doskonały, to jest to bardzo udany debiut młodej grupy, która nagrała krążek ten mniej więcej rok po powstaniu. Dała tym samym pretekst aby przyglądać się jej poczynianiom, co jak już wiadomo było opłacalne, bo dwa lata później, czyli w poprzednim 2021 roku nagrali jedną z najlepszych płyt ówczesnych dwunastu miesięcy. Ale o tym za jakiś czas.

8/10

Lista utworów:

  1. 953
  2. Speedway
  3. Reggae
  4. Near DT, MI
  5. Western
  6. Of Schlangenheim
  7. Bmbmbm
  8. Years Ago
  9. Ducter

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz