sobota, 27 sierpnia 2022

Recenzja: Kult - "Muj wydafca"

Okładka albumu "Muj wydafca" zespołu Kult

Za sprawą "Taty Kazika" Kult powrócił do łask polskiej publiki. Na tamtym albumie zespół po raz kolejny zmienił kierunek w którym podążał. Kolejny "Muj wydafca", który podobnie jak poprzednik przyniósł kilka koncertowych klasyków zespołu, to jakby podsumowanie dotychczasowej działalności. Choć śladów tego pierwszego, najlepszego okresu w historii zespołu sprzed zawieszenia działalności niestety tu mało.

Do pierwszego okresu grupa nawiązuje właściwie jedynie największym od kilku albumów udziałem dęciaków, przede wszystkim waltorni. Jak ważną rolę pełni ten instrument słuchać od pierwszych chwil tego albumu czyli od dwóch sporych hitów grupy: "Ręce do góry", który swoją siłę pokazuje przede wszystkim na koncertach, gdzie publika może dać się ponieść skocznej melodii i perkusyjnym partiom idealnym skłaniającym do klaskania w rytm, a także w kolejnym, znacznie bardziej już stonowanym "Lewe lewe loff" o wyrazistym basie i świetnym tekście. Jest to także jedna z moich kilkunastu-dwudziestu ulubionych utworów w karierze zespołu, a konkurencja przecież jest bardzo duża. W zasadzie tylko jeden z umieszczonych tu utworów cieszy się lepszym przyjęciem na występach. Jest to przeróbka największego klasyka "Ojca punk rocka", czyli "Pasażer" (w orginale "Passenger") Iggy'ego Popa. W wersji albumowej może przeszkadzać śpiew Kazika, który średnio radzi sobie z angielskim, nie jest jednak jakoś tragicznie. Spore uznanie zdobył też inny cover, tym razem "gyöngyhajú lány" węgierskiej Omegi, tutaj nazwany "Dziewczyna o perłowych włosach". Tutaj także instrumentalnie jest całkiem w porządku, natomiast wokal... cóż, jeśli ktoś odczuwa niesmak słuchając wokalisty śpiewającego po angielsku, to jego węgierski może boleć jeszcze bardziej.

Lubię także najbardziej agresywny na całym albumie utwór tytułowy, który równocześnie zdaje się najbardziej podążać za trendami (skrecze, agresywne brzmienie, rapowana partia wokalna). Swoje mocne chwilę miały też "Onyx" i "Psalm 151". W tym pierwszy całe napięcie psuje niezbyt udane refren. Zwrotki natomiast wciągają swoim ponurym klimatem. W drugim przypadku urzeka nas nieco orientalny styl kompozycji. Czar jednak pryska, gdy muzycy przyspieszają. Wtedy utwór staje się zwyczajnie nijaki. Gdyby skrócić "Historię pewnej miłości" także byłby to bardzo fajny numer. Rozumiem jednak długość tej kompozycji ze względu na tekst - historię bardzo smutną i niestety nie tak rzadką w prawdziwym życiu odpowiadającą o przemocy domowej. Ciekawie prezentują się "Oczy niebieskie", w którym fajne są partie na instrumentach perkusyjnych i wokal świetnie pasujący do plemiennego klimatu. 

To by było na tyle z fajnych kawałków na płycie. Reszta utworów to już kompozycje słabe i bardzo słabe. Knajpiany "Keszitsen kepet onmagarol" nie dorównuje nagranym w powiedzmy, że podobnym klimacie utworom z "Taty Kazika" Podobnie jak "Setka wódki". Kompletnie zbędny jest "Gaz na ulicach" w kółko powtarzający to samo. "Kulcikriu" ciekawie się zapowiadało, ale potem robi się zbyt banalnie. Banalne jest także "Krutkie kazanie na temat jazdy na maxa". "Bliskie spotkanie trzeciego stopnia" natomiast aż razi archaizmem. Na tym tle niemal błyszczy "Na zachód", który sam w sobie jest średni. Niepotrzebnie zespół umieścił tu też nową wersję "Piosenki młodych wioślarzy". O ile stara wersja w stylu disco świetnie wpadała w ucho, tak tutejsza, w wersji reggae wypada blado.

"Muj wydafca" to album, który wśród entuzjastów grupy zyskał miano jednego z najlepszych w jego dyskografii. Fakt, znajdziemy tu kilka numerów fajnych, ale nijak mających się do najlepszych momentów trzech pierwszych albumów, czy nawet z poprzedniego krążka. Gdyby cały album zawierał jedynie utwory z drugiego i trzeciego akapitu, to krążek ten stawialbym mniej więcej na wysokości "Your Eyes". Grupa jednak poszła w ilość i dodała masę zupełnie zbędnych i nijakich fragmentów. W rezultacie album w pewnym momencie męczy. Po pierwsze przez długi czas trwania przekraczający 70 minut, co nawet w przypadku płyt z udanymi kompozycjami jest za dużo. A po drugie duża część materiału jest zwyczajnie słaba. Dawałem temu albumowi szansę jako całość już kilkukrotnie, wciąż jednak uważam, że poza kilkoma utworami niezbyt jest do czego wracać. W rezultacie wolę więc posłuchać mieszaniny utworów grupy z czasów całej twórczości, wśród której zawsze znajdzie się kilka kompozycji z tego albumu, niż słuchać "Wydafcy" w całości.

5/10

Lista utworów:

  1. Ręce do góry
  2. Lewe lewe loff
  3. Keszitsen kepet onmagarol
  4. Onyx
  5. Gaz na ulicach
  6. Oczy niebieskie
  7. Pasażer
  8. Historia pewnej miłości
  9. Muj wydafca
  10. Kulcikriu
  11. Bliskie spotkanie 3 stopnia
  12. Krutkie kazanie na temat jazdy na maxa
  13. Na zachód
  14. Dziewczyna o perłowych włosach
  15. Psalm 151
  16. Piosenka młodych wioślarzy
  17. Setka wódki

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz