Było już u mnie o black midi, było o Black Country, New Road, przyszła więc pora na grupę, która z dwiema wspomnianymi jest powiązana stylistycznie, jak i środowiskowo. Chodzi o Squid. Podobnie jak oba wymienione na początku zespoły, tak i Squid nagrywa szeroko rozumiany post punk z wpływami innych gatunków, jak jazz, funk czy elektronika. To co łączy wszystkie trzy zespoły to także obecność charyzmatycznego wokalisty o bardziej specyficznym sposobie śpiewania, chociaż w post punku "dziwny" wokal to nic nadzwyczajnego.
Album rozpoczyna miniatura pod tytułem "Resolution Square". Nie nazwał bym jej odpowiednim wstępem do albumu, bo jest to tylko seria elektronicznych dźwięków przez niecałą minutę. I choć elektronika na debiucie Squid jest obecna i momentami daje mocno o sobie znać, to ktoś po wysłuchaniu tych kilkudziesięciu sekund otwieracza może być zdziwiony, gdy usłyszy kolejny "G.S.K.", który z intrem nie ma nic wspólnego. Drugi utwór na płycie jest równie gęsty i dynamiczny jak choćby utwory Talking Heads albo King Crimson w swoim post punkowym okresie.
Podobnie ma się sprawa z kolejnym "Narrator". Ten jednak dodatkowo świetnie buja, a także wyróżnia się udziałem kobiecego wokalu - przez większość utworu są tu tylko mówione wersy, później jednak ciarki wywołują dzikie wrzaski.
W kolejnych "Boy Racers" i "Padding" już mocniej daje o sobie znać elektronika. Ten pierwszy mimo podzielenia wyraźnie na dwie części - nowofalową i elektroniczną - jest jednym z moich ulubionych utworów na płycie. Ale i "Padding" posiada świetny klimat, choć występują w nim bardziej żywiołowe momenty.
Wraz z "2010" pojawia się chwila zastanowienia czy grupie nie zaczęły kończyć się pomysły, bo przypomina nieco inne wolniejsze momenty do tej pory. Później jednak pojawia się niezwykle ciężki, metalowy niemal fragment, jednak znacznie bardziej złożony niż mogłaby zagrać większość przedstawicieli tego bardzo obszernego gatunku. "The Flyover" to tylko niepotrzebna miniatura, ale następujący po nim "Peel St." to już bardzo fajne, energiczne i bujające nagranie z niezłym zwolnieniem w dalszej części. Ostatnie dwa utwory na albumie za to już ciężko porównać do innych. "Global Groove" to chyba najbardziej klimatyczne nagranie na albumie, które wciąga nawet w bardziej żywiołowych momentach. Finałowy "Pamphlets" za to oprócz wielu zmian motywów wyróżnia się... normalnym sposobem śpiewu Olliego Judge'a.
Naprawdę ciężko mi określić który z trzech powiązanych ze sobą zespołów polubiłem najbardziej. Każdy z nich ma w sobie to "Coś" i każdy w zeszłym roku nagrał świetne, wciągające albumy. Zresztą, z całej trójki, tylko Squid nie wydał równie ciekawego albumu we właśnie się kończącym roku. Mimo to nie wolno skreślać tej grupy z listy potencjalnych "zbawicieli rocka" jakich często na siłę szuka się w ostatnich latach. Chociaż ciężko znaleźć właśnie te zespoły w rockowych czasopismach czy innych mediach tematycznych, a zamiast nich wyróżnia się takie zespoły jak Maneskin czy Greta van Fleet.
10/10
Lista utworów:
- Resolution Square
- G.S.K.
- Narrator
- Boy Racers
- Padding
- Documentary Filmmaker
- 2010
- The Flyover
- Peel St.
- Global Groove
- Pamphlets

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz