Deep purple, to zespół, który razem z Black Sabbath i Led Zeppelin uważany jest za przedstawiciela tak zwanej Wielkiej Trójki Hard Rocka. Jednak tak znaczący wpływ zaczął wywierać dopiero na swoim czwartym studyjnym krążku, i pierwszym nagranym w składzie znanym jako MkII (Blackmore, Lord, Paice, Glover i Gillan). Przed zmianą wokalisty i basisty (Ian Gillan zastąpił Roda Evansa a Roger Glover Nicka Simpera) zespół prezentował całkiem niezły rock psychodeliczny, bardzo popularny w tamtym okresie. Już na debiucie ten słynny zespół zdobył calkiem sporą popularność, jednak głównie za oceanem. W Europie zespół "zaistniał" dopiero na wspomnianym czwartym krążku, "In rock".
Z debiutanckiego albumu pochodzi dość duży przebój grupy, "Hush", czyli przeróbka przeboju Billy'ego Joe Royala, z ciekawymi popisami gitarzysty, Ritchiego Blackmore'a oraz klawiszowca Jona Lorda, a także z dobrą partią wokalną Evansa (moim zdaniem obdarzonego naprawdę fajną barwą głosu i niemałymi umiejętnościami. Szkoda że jest to tak niedoceniany wokalista).
Nie jest to bynajmniej jedyny cover na tym albumie. Przeróbki cudzych kompozycji stanowią dokładnie połowę utworów na płycie. Poza "Hush" są to "Help" Beatlesów (z dynamicznego kawałka, zespół zrobił zgrabną balladę, całkiem ładną ale nieco za długą, przez co pod koniec nużącą), "Hey Joe" the Leaves, ale znane przede wszystkim z wykonania Jimiego Hendrixa (moim zdaniem nawet wspomniane wykonanie przebijające za sprawą "El sombrero de tres picos" Manuela de Fallicytowanego cytowanego na początku utworu) oraz poprzedzonego "Prelude: Happiness" "i'm so glad" spopularyzowanego przez innego z pionierów hard rocka, grupę Cream (ze świetnymi instrumentalnymi fragmentami, mój ulubiony utwór z całego albumu).
Jeśli chodzi o kawałki autorskie, tu już poziom jednak spada, chociaż wciąż jest nie najgorzej.
Bardzo dobry jest niezwykle energetyczny "And the address" otwierający album. Jest to utwór instrumentalny, który niejako pokazuje że ten skład bardzo dobrze się spisuje w bardziej hard rockowej estetyce, z której przecież za kilka lat będzie słynąć. Drugim z tych lepszych autorskich utworów jest "Mindrake root", ponownie niezwykle energetyczny, ze świetnymi popisami Lorda, orientalnymi partiami Blackmore'a, oraz świetną grą perkusisty, Iana Paice'a.
Na niższym poziomie są kojarzący się z wczesnymi Beatlesami i ogólnie muzyką wczesnych lat 60. "Love help me" oraz "One more rainy day". Obie piosenki (bo tym właśnie są, pop-rockowymi piosenkami) są całkiem niezłe, choć nieco banalne, ale jednak pozbawione "tego czegoś". Jednak dla fanów takiego dawnego, archaicznego wprawdzie, poprocka, będą to miłe fragmenty albumu.
Debiut legendarnego Deep purple pokazuje, że grupa wcale nie "zaczęła się" na "In rock". Wtedy jedynie zmieniła swoją stylistykę, chociaż o tutaj widzimy zapowiedzi tych cięższych albumów grupy. Już tutaj możemy także podziwiać wysokie umiejętności instrumentalistów, co zresztą nie dziwi biorąc pod uwagę że niemal każdy z członków zespołu miał już doświadczenie w innych grupach lub jako muzycy sesyjni. Nie jest to krążek pozbawiony wad, jednak prezentuje całkiem wysoki poziom, nawet ma tle późniejszych, bardziej cenionych dokonań.
7/10
Lista utworów:
- And the Address
- Hush
- One more rainy day
- Prelude: Happiness/ I'm so Glad
- Mandrake root
- Help!
- Love help me
- Hej, Joe

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz