czwartek, 7 kwietnia 2022

Recenzja: King Crimson- "In the Court of the Crimson King"

 

Okładka albumu "in the Court of the Crimson King" zespoły King Crimson

King Crimson to jeden z najbardziej oryginalnych i ambitnych rockowych zespołów w całej historii tego gatunku. Jako przedstawiciel „Wielkiej szóstki rocka progresywnego” (obok King Crimson należą do niej Pink Floyd, Yes, ELP, Jethro Tull i Genesis) jest tym, który faktycznie gatunek najbardziej poszerzał, czyli najmocniej spełniał samą ideę prog-rocka; a także najdłużej utrzymywał wysoki poziom swoich wydawnictw, wciąż się rozwijając mieszając ówczesne trendy muzyczne ze swoimi szerokimi, ambitnymi inspiracjami, m.in. jazzem, awangardą, muzyką klasyczną. Niemal zawsze odnosiło to wyśmienity skutek. Często skrajnie różne inspiracje po połączeniu i dodaniu niezwykle wysokiego poziomu instrumentalistów w każdym wcieleniu grupy (skład zespołu zmienia się niemal z płyty na płytę, a jedynym stałym członkiem jest gitarzysta Robert Fripp), dają świetny i oryginalny efekt.

Już na legendarnym debiucie, zespół pokazuje niezwykle wysokie umiejętności techniczne i kompozytorskie. Próżno szukać do tamtej pory (a nawet do dzisiaj) tak różnorodnego a zarazem spójnego albumu na tak wysokim poziomie. „In the Court of the Crimson King” jest zresztą najpopularniejszym albumem grupy, ponieważ jest ze wszystkich najbardziej przystępny.

Na otwarcie słyszymy najbardziej energiczny, agresywny wręcz „21st century Schizoid Man” z niesamowicie ciężkim riffem gitary i…saksofonu. Brzmi to nowatorsko i wspaniale, a sam ciężar kawałka poraża. Genialna jest tutaj część instrumentalna z popisami każdego z instrumentalistów, a ciekawie brzmi także przetworzony wokal Grega Lake’a nadający utworowi jeszcze bardziej „futurystycznego” klimatu.

Dalej jest już o wiele lżej, bardzo łagodnie, ale bynajmniej nie nudno! Mocne ukojenie przynosi nam kolejny „I talk to the wind” z pięknymi partiami klawiszy, gitary akustycznej oraz (co najbardziej mnie w kompozycji urzeka) fletu. Świetnie wypada tu po raz kolejny Greg Lake ze swoją piękną partią wokalną.

Ale to był dopiero przedsmak prawdziwych umiejętności wokalisty, a właściwie całego składu, bo po „I talk to the wind” słyszymy jedną z najwspanialszych kompozycji w całej historii muzyki. Pozbawiony choćby krótkiego złego fragmentu „Epitaph”, to monumentalna ballada ze wspaniałymi partiami melotronu, piękną melodią i niezwykle emocjonalnym śpiewem Lake’a. Ciężko opisać tą kompozycję słowami, trzeba ją po prostu posłuchać.

Równie magiczny jak „Epitaph” jest finał albumu, czyli prawie tytułowy „the court of the Crimson King”, czarujący niezwykłym, wręcz baśniowym lub bajkowym klimatem. Kompozycja na pewno spodoba się fanom np. wczesnego Genesis.

Celowo pominąłem czwarty na liście, najdłuższy z albumu „Moonchild”, ponieważ chciałem poświęcić mu odrobinę więcej uwagi. Początek kompozycji to ładna, bardzo łagodna piosenka, dopiero potem zaczyna się robić… no właśnie, jak? Dziwnie? Intrygująco? Ciekawie? Asłuchalnie? Sam mam ogromny problem z tą dłuższą, intrumentalną częścią utworu. Nie można odmówić muzykom pomysłowości, oryginalności czy ambicji, ale jest to fragment niezwykle trudny do słuchania dla standardowego słuchacza muzyki. Sam sporo już w swoim (jeszcze co prawda młodym) życiu słyszałem, ale ta część jeszcze do mnie nie przemawia. Nie powiem, intryguje, ale jeszcze nie jestem na tym poziomie, żeby zrozumieć tego typu eksperymenty. Może za kilka miesięcy, może za rok, gdy po raz kolejny wrócę do tego świetnego albumu docenię ten utwór, ale na ten moment to jedyna rzecz, która mnie od albumu „odrzuca”.

Debiut „karmazynowego króla” sporo namieszał w ówczesnej muzyce, do tej pory będąc inspiracją dla niezliczonych naśladowców i jednym z głównych punktów odniesienia dla zespołów neoprogowych i nie ma się co dziwić bo to naprawdę solidny i oryginalny materiał. Jedynie jeden, dość długi co prawda, fragment albumu pozostawia u mnie niesmak, ale zawsze go można pominąć. Chociaż nie polecam tego robić. Odbiór muzyki jest kwestią subiektywną. To że mi, jeszcze nie tak wprawionemu w bardziej ambitnej muzyce, „Moonchild” nie podszedł, nie znaczy że to dość awangardowe nagranie nie zachwyci Ciebie.

9/10

Lista utworów:

  1. 21th century schizoid man
  2. I talk to the Wind
  3. Epitaph
  4. Moonchild
  5. the Court of the Crimson King

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz