King Crimson to jeden z najbardziej oryginalnych i ambitnych
rockowych zespołów w całej historii tego gatunku. Jako przedstawiciel „Wielkiej
szóstki rocka progresywnego” (obok King Crimson należą do niej Pink Floyd, Yes,
ELP, Jethro Tull i Genesis) jest tym, który faktycznie gatunek najbardziej
poszerzał, czyli najmocniej spełniał samą ideę prog-rocka; a także najdłużej
utrzymywał wysoki poziom swoich wydawnictw, wciąż się rozwijając mieszając
ówczesne trendy muzyczne ze swoimi szerokimi, ambitnymi inspiracjami, m.in.
jazzem, awangardą, muzyką klasyczną. Niemal zawsze odnosiło to wyśmienity
skutek. Często skrajnie różne inspiracje po połączeniu i dodaniu niezwykle
wysokiego poziomu instrumentalistów w każdym wcieleniu grupy (skład zespołu zmienia
się niemal z płyty na płytę, a jedynym stałym członkiem jest gitarzysta Robert
Fripp), dają świetny i oryginalny efekt.
Już na legendarnym debiucie, zespół pokazuje niezwykle
wysokie umiejętności techniczne i kompozytorskie. Próżno szukać do tamtej pory (a
nawet do dzisiaj) tak różnorodnego a zarazem spójnego albumu na tak wysokim
poziomie. „In the Court of the Crimson King” jest zresztą najpopularniejszym
albumem grupy, ponieważ jest ze wszystkich najbardziej przystępny.
Na otwarcie słyszymy najbardziej energiczny, agresywny wręcz
„21st century Schizoid Man” z niesamowicie ciężkim riffem gitary i…saksofonu.
Brzmi to nowatorsko i wspaniale, a sam ciężar kawałka poraża. Genialna jest
tutaj część instrumentalna z popisami każdego z instrumentalistów, a ciekawie
brzmi także przetworzony wokal Grega Lake’a nadający utworowi jeszcze bardziej
„futurystycznego” klimatu.
Dalej jest już o wiele lżej, bardzo łagodnie, ale bynajmniej
nie nudno! Mocne ukojenie przynosi nam kolejny „I talk to the wind” z pięknymi
partiami klawiszy, gitary akustycznej oraz (co najbardziej mnie w kompozycji
urzeka) fletu. Świetnie wypada tu po raz kolejny Greg Lake ze swoją piękną
partią wokalną.
Ale to był dopiero przedsmak prawdziwych umiejętności
wokalisty, a właściwie całego składu, bo po „I talk to the wind” słyszymy jedną
z najwspanialszych kompozycji w całej historii muzyki. Pozbawiony choćby
krótkiego złego fragmentu „Epitaph”, to monumentalna ballada ze wspaniałymi
partiami melotronu, piękną melodią i niezwykle emocjonalnym śpiewem Lake’a.
Ciężko opisać tą kompozycję słowami, trzeba ją po prostu posłuchać.
Równie magiczny jak „Epitaph” jest finał albumu, czyli
prawie tytułowy „the court of the Crimson King”, czarujący niezwykłym, wręcz
baśniowym lub bajkowym klimatem. Kompozycja na pewno spodoba się fanom np.
wczesnego Genesis.
Celowo pominąłem czwarty na liście, najdłuższy z albumu
„Moonchild”, ponieważ chciałem poświęcić mu odrobinę więcej uwagi. Początek
kompozycji to ładna, bardzo łagodna piosenka, dopiero potem zaczyna się robić…
no właśnie, jak? Dziwnie? Intrygująco? Ciekawie? Asłuchalnie? Sam mam ogromny
problem z tą dłuższą, intrumentalną częścią utworu. Nie można odmówić muzykom
pomysłowości, oryginalności czy ambicji, ale jest to fragment niezwykle trudny
do słuchania dla standardowego słuchacza muzyki. Sam sporo już w swoim (jeszcze
co prawda młodym) życiu słyszałem, ale ta część jeszcze do mnie nie przemawia.
Nie powiem, intryguje, ale jeszcze nie jestem na tym poziomie, żeby zrozumieć
tego typu eksperymenty. Może za kilka miesięcy, może za rok, gdy po raz kolejny
wrócę do tego świetnego albumu docenię ten utwór, ale na ten moment to jedyna
rzecz, która mnie od albumu „odrzuca”.
Debiut „karmazynowego króla” sporo namieszał w ówczesnej
muzyce, do tej pory będąc inspiracją dla niezliczonych naśladowców i jednym z
głównych punktów odniesienia dla zespołów neoprogowych i nie ma się co dziwić
bo to naprawdę solidny i oryginalny materiał. Jedynie jeden, dość długi co
prawda, fragment albumu pozostawia u mnie niesmak, ale zawsze go można pominąć.
Chociaż nie polecam tego robić. Odbiór muzyki jest kwestią subiektywną. To że
mi, jeszcze nie tak wprawionemu w bardziej ambitnej muzyce, „Moonchild” nie
podszedł, nie znaczy że to dość awangardowe nagranie nie zachwyci Ciebie.
9/10
Lista utworów:
- 21th century schizoid man
- I talk to the Wind
- Epitaph
- Moonchild
- the Court of the Crimson King

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz