Już po usłyszeniu otwierającego energetycznego Prowler z
chwytliwym, chociaż surowym riffem i świetnymi solówkami oraz niezłym,
kojarzącym się trochę z muzyką punkową wokalem Paulo Di’Anno, wiemy, że mamy do
czynienia utalentowanymi, pełnymi energii muzykami, a nie pierwszym lepszym
garażowym zespołem, mimo, że produkcja tego krążka nie jest najlepsza. Jednak
już tu słyszymy, że ważną rolę na płycie będzie pełnić gitara basowa głównego
kompozytora grupy, Steve’a Harrisa charakteryzująca się specyficzną „galopadą”.
Szybko, bo już w drugim kawałku mamy zwolnienie tempa, w
obowiązkowej niemal na każdym reprezentującym nurt NWOBHM krążku, balladzie
Remember Tomorrow. Ciężko nie zachwycić się delikatnymi partiami gitarowymi
Dave’a Murreya i Dennisa Strattona. Nawet posiadający szorstką barwę głosu
Di’Anno wspina się tutaj na swoje wyżyny nagrywając chyba najlepszą partię
wokalną w czasie swojego niezbyt długiego pobytu w zespole. Genialnie wypada tu
także zaostrzenie, w czasie którego gitarzyści dają z siebie wszystko wycinając
szybkie, niemal wirtuozerskie solówki.
Następne mamy przebojowy singiel Running Free oparty na
basowym motywie. Utwór do dziś jest uwielbiany przez fanów i czasami wykonywany
na koncertach, ale sam średnio przebadam za tym kawałkiem, niby nie
przeszkadza, ale też nie zachęca, żeby do niego wracać.
Za to na pozycji nr 4 mamy najbardziej ambitne na krążku,
rozbudowane, zawierające wiele motywów czy zmian tempa Phantom In the Opera,
będące niejako zapowiedzią jeszcze bardziej monumentalnych utworów
skomponowanych przez Harrisa na kolejnych albumach.
Po tym, można powiedzieć nieco progresywnym utworze słyszymy
oparty na szybkim tempie intrumental Transylvania, gdzie każdy z
instrumentalistów a szczególnie basista i perkusista mają okazję do pokazania
się z jak najlepszej strony.
Kolejna na trackliście ballada Strange World, tym razem
pozbawiona jest tak radykalnego zaostrzenia jakie miało w Remember Tomorrow.
Kolejną świetną, subtelną partię nagrywa natomiast Di’Anno. Utwór na pewno nie
zasługuje na takie małe zainteresowanie jakim się cieszy, ale kiedy na tej
samej płycie słyszy się tak świetne nagranie jak wspomniane Remember Tomorrow,
to nagrane w podobnym stylu Strange World mimowolnie wypada z pamięci.
Ostatnie dwa na płycie kawałki to przebojowe typowo
heavymetalowe numery. O ile, cieszący się podobnym statusem wśród fanów jak
Running free, opowiadające o kobiecie lekkich obyczajów (bardzo taniej zresztą)
Charlotte the Harlot podobnie jak on jest zwykłym wypełniaczem, tak finałowy
tytułowy Iron Maiden, mimo bycia nagraniem w takim samym stylu ja dwa opisane
powyżej, to ciężko wyrzucić je z pamięci. Jest to zresztą prawdziwy hymn
zespołu, będący obowiązkowym punktem każdego koncertu grupy.
Na początku recenzji przyczepiłem się do produkcji. Fakt,
kolejne albumy tych legendarnych muzyków będą wyprodukowane o wiele lepiej, ale
mimo to, ta surowa produkcja świetnie pasuje do klimatu krążka. Jest to też
jeden z najbardziej różnorodnych albumów nagranych kiedykolwiek przez zespół, a
wiemy, że nagrali ich wiele, bo aż 17. Jeśli chodzi o kwestie pozamuzyczne, to
nie można pominąć słynnego Eddiego stworzonego przez grafika Dereka Riggsa,
będącego obowiązkową postacią na każdej okładce zespołu, aż do dzisiaj. Żadna z
resztą „maskotka” zespołu nigdy ani wcześniej (papuga z okładek albumów
walijskiego Budgie) ani później (Vic Rattlehead na albumach Megadeth, Jester
Head u grającego melodic death metal In Flames), nie przebiła się tak mocno do
świadomości słuchaczy.
8/10
Lista utworów:
- Prowler
- Remember Tomorrow
- Running free
- Phantom in the Opera
- Transylvania
- Strange World
- Charlote the Harlot
- Iron Maiden

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz