O ile na debiutanckim "Requiem" Hunter zdradzał pewne zalążki własnego stylu, to na wydanym aż 8 lat później "Medeis" ten styl już niemal całkowicie się wykrystalizował. Na pewno miały na to wpływ pewne zmiany w zespole, a mianowicie dołączenie do grupy Piotra "Pita" Kędzierzawkiego i przede wszystkim skrzypka Michała Jelonka, który obecnie jest najbardziej rozpoznawalnym - zaraz po wokaliście grupy - członkiem zespołu. Jednak jeszcze na tym albumie zespół jakby dopiero nieśmiało wprowadza Jelonka w swoją muzykę i ten stanie się ważniejszą postacią dopiero później. A co do samej płyty, to ta obecnie uważana jest za najlepszą w historii zespołu. Chyba nie sądzą tak sami muzycy, bo ci po utwory z "Medeis" sięgają niezbyt często na swoich koncertach. Sam będąc wśród publiczności na trzech koncertach Huntera, utwory z Medeis usłyszałem zaledwie trzy razy.
I były to dwa najbardziej rozpoznawalne utwory grupy z tego albumu. Na swoim pierwszym koncercie zespołu niestety nie miałem przyjemności usłyszeć ani jednego kawałka z tego krążka. Po raz pierwszy usłyszałem je na Polandrocku w 2019, gdzie zespół zagrał "Fallen" oraz "Kiedy umieram". Ostatnim moim koncertem był występ zespołu na 3majówce kilka tygodni temu, gdzie zespół ponownie zagrał "Kiedy umieram", tyle że...po Ukraińsku.
Oba kawałki są dosyć zbliżone do siebie stylistycznie i zaczynają się łagodnie, żeby potem nabrać zadziorności. Oba są bardzo udane i oba miały okazję przez jakiś czas lecieć na Vivie! Co prawda z tego co się dowiedziałem dopiero po godzinie 23, ale jednak. Sam bardziej cenie pacyfistyczny "Kiedy umieram" od którego zacząłem zapoznawanie się z twórczością bandu, ale i "Fallen" jest całkiem niezły, chociaż angielski Grzegorczyka jest delikatnie mówiąc nie najlepszy.
W dwóch największych hitach z płyty muzycy postawili bardziej na komercyjny potencjał nagrywając coś, co mogłaby nagrać Metallica z okresu "Load" i "ReLoad", za to w reszcie utworów zespół postanowił nieco nadać własnego charakteru. Dobrym przykładem może być miażdżąca klimatem i ciężarem "Fantastmagoria". Moc w połączeniu z niepokojącą atmosferą, czynią ten numer jednym z najlepszych utworów jaki Hunter kiedykolwiek nagrał. Więcej, jeden z najlepszych utworów jakie powstały kiedykolwiek w polskim metalu. To właśnie tu po raz pierwszy Michał Jelonek daje wyraźniej o sobie znać dodatkowo wzbogacając i tak mistyczny klimat, podobnie jak wzbogacona o dodatkowe głosy w tle partia wokalna. Całkiem fajny klimat (chociaż znacznie ustępujący "Fantastmagorii") grupa zbudowała także w posiadającym ciężki ale też melodyjny riff "Greed". Niestety ale tutaj także może zaboleć akcent Draka, a refren odstaje od reszty utworu, jednak to nie razi aż tak.
Trochę się przyczepiłem do wokalisty za jego akcent, ale w pozostałych utworach z angielskim tekstem nie jest z tym tak źle. Całkiem znośne brzmi on w łagodniejszym, choć nie pozbawionym zaostrzeń "Why?" z prostymi ale przy tym świetnie brzmiącymi partiami gitary w zwrotkach i chórkami w tle. Co ciekawe angielski wokal najlepiej wypada w tych szybszych, energicznych, niemal punkowych nagraniach w rodzaju "So..." i "Mirror of war". Oba są jednymi ze słabszych nagrań na płycie, ale "So..." mimo wszystko jest całkiem niezłe za sprawą ogromnej energii. No może drugiemu z wymienionych kawałków także energii nie brakuje, ale wypada bardziej blado. Najwięcej zastrzeżeń mam jednak do utrzymanego w podobnej stylistyce "Nikt"- jak dla mnie zbędny numer, ale przynajmniej trwa zaledwie 2 minuty. Jakoś średnio jestem przekonany również to utrzymanej w średnim tempie "Loży szyderców" z niepokojącymi wokalizami po refrenie. Całość jak dla mnie jest zbyt rozwleczona i nijaka.
O wiele lepiej prezentuje się mroczny i ciężki "Grabaszsz" z riffem mogącym kojarzyć się z amerykańską legendą thrashu - Slayerem. Odbiór może utrudnić zbyt podniosły wokal w zwrotkach, jednak instrumentalnie jest to świetna kompozycja pełna bardzo udanych zagrywek, głównie gitarowych, ale i tu mamy okazję usłyszeć skrzypce. Jednak swój geniusz muzycy pokazali w utworze prawie tytułowym "Siedem (Medeis)", któremu możnaby przylepić nawet łatkę metalu progresywnego. Ok, może na wyrost, ale skoro Dream Theater jest nazywany zespołem progresywnym, to czemu nie mogę nazywać tak kompozycji posiadającej wiele zmian tempa i motywów, urozmaiceń czy zróżnicowanej partii wokalnej, od łagodnego śpiewu lub szeptu, po krzyk w zaostrzeniach i przy tym nie wydłużającej się w nieskończoność?
"Medeis" do dzisiaj cieszy się dużym szacunkiem wśród polskich metalowców i uznawana jest za ostatnią przed "sprzedaniem się" płytą zespołu. Nie wiem czym to sprzedanie się objawia, bo przecież od trzeciej płyty grupa nie zacznie nagrywać wesołych piosenek o miłości, za to będzie swój styl tylko rozwijać. Ale zgadzam się, że drugi krążek kapeli ze Szczytna to jedno z ich największych osiągnięć i jedno z większych w polskim metalu. Szkoda, że grupa nie wybiła się zagranicą, bo grała (i gra wciąż) jednak inaczej niż zachodnie grupy i do tego z bardzo dobrym skutkiem.
8/10
Lista utworów:
- Fallen
- Fantastmagoria
- So...
- Greed
- Grabaszsz
- Mirror of War
- Siedem (Medeis)
- Why?
- Nikt
- Loża szyderców
- Kiedy umieram

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz