czwartek, 5 maja 2022

Hunter- "Requiem"

 

Okładka albumu "Requiem" zespołu Hunter

Hunter to zespół, który miałem w planach do recenzji, ale dopiero za jakiś czas, gdy napisałbym już recenzje albumów amerykańskich thrash metalowców (Metallica, Slayer, Testament, Pantera) i raczej też dwóch prekursorów tego gatunku w Polsce (Turbo, KAT). Jednak zobaczenie zespołu po raz kolejny na tegorocznej 3Majówce we Wrocławiu zachęciło mnie, aby plany nieco zmienić.

Hunter to polska grupa metalowa grająca na pograniczu heavy i thrash metalu, z elementami doom metalu czy... muzyki klasycznej, choć to ostatnie na kolejnych albumach i dotyczy przede wszystkim partii na skrzypcach utalentowanego i charyzmatycznego Michała Jelonka, który dołączy do kapeli kilka lat później. Grupa sama swoją muzykę nazywa "metalem duszy"- soul metalem. I faktycznie muzyka tworzona przez szczytnicki zespół jest dosyć trudna do sklasyfikowania, a przy tym całkiem oryginalna oraz jak na swój gatunek przystępna. Oprócz oryginalnego podejścia do muzyki, Hunter charakteryzuje się także swoimi tekstami- specyficznymi, nieraz kontrowersyjnymi, czasem dającymi szerokie pole do interpretacji. Jednak na obu tych polach zespół rozwinie się przede wszystkim na kolejnych swoich dziełach - debiut jest jeszcze dosyć zachowawczy, choć i tu widać pewien potencjał.

Debiut zespołu pod tytułem "Requiem" został nagrany aż 10 lat po założeniu zespołu, więc panowie mieli masę czasu na szlifowanie swoich utworów. W części utworów z debiutu słychać, że ten czas został należycie wykorzystany, jednak znajdzie się tu parę niedociągnięć czy wypełniaczy.

Do najmocniejszych momentów na albumie na pewno należy utrzymany w średnim tempie otwierający album "Misery". Cały utwór utrzymany jest w mrocznym, posępnym klimacie a główny riff, mimo że brzmi ciężko, jest całkiem chwytliwy- coś pokroju tego z "Sad but true" Metalliki...tyle że mimo wszystko słabszy. Już tutaj mamy do czynienia z charakterystycznym stylem solówek wczesnego Huntera nagrywanych przez jedynego stałego członka kapeli, Pawła "Draka" Grzegorczyka, który oprócz szarpania strun, w zespole odpowiada za wokal-jeden z najbardziej charakterystycznych i najlepszych na polskiej scenie metalowej.

Najpopularniejszym kawałkiem jest natomiast prawie 7-mio minutowy "Freedom" dawniej będący prawdziwym koncertowym klasykiem, dzięki refrenowi idealnie nadającemu się do śpiewania przez publiczność. Sam utwór, podobnie jak "Misery", utrzymany jest w średnim tempie, lecz jest bardziej rozbudowany i melodyjny. Zawiera kilka ciekawych motywów, wprawdzie dosyć do siebie podobnych ale dzięki temu każdy kolejny wpasowuje się w całość utworu.

Moimi faworytami natomiast dwa inne rozbudowane kawałki: "Żniwiarze umysłów" oraz utwór tytułowy. Pierwszy z nich to niezwykle mroczny numer zaczynający się odgłosami burzy (mało oryginalne, ale i tak stwarza to świetny klimat), chyba najbardziej "progresywny" z całej płyty zawierający sporo zmian tempa czy motywów. Wyjątkowo na tej płycie napisany po polsku tekst może odrzucić osoby, które nie miały styczności z lirykami kapel grających cięższe odmiany metalu, jednak dla takiej perełki warto to "przełknąć". "Requiem" za to to nagranie już mniej klimatyczne, za to także potrafiące przyprawić o gęsią skórkę. Mimo ciężaru ten utwór zawiera naprawdę sporą dawkę melodii, przede wszystkim w refrenie który musiał na koncertach robić niemałe zamieszanie. Pisząc o "Requiem" trzeba napisać także o trzech kolejnych "utworach". "War" to niezła, choć za długa kontynuacja utworu tytułowego. "Amen" to niespełna minutowa miniatura zawierająca wyśpiewane kilkukrotnie tytułowe słowa na tle nastrojowej muzyki. Czy to potrzebne? Moim zdaniem nie. Niby nadaje "klimatu" ale równocześnie patosu i niejednego słuchacza może przyprawić o zakłopotanie. Całkowicie zbędne natomiast było "Ultimate silence", które zgodnie z tytułem jest...tak, absolutną ciszą. Po co to, to ja nie wiem, ale przynajmniej trwa tylko 23 sekundy po których ponownie słyszymy utwór tytułowy, tyle że tym razem po polsku. W tym przypadku tekst nie jest już tak specyficzny, ale słuchaczom Young Leosi raczej do gustu nie przypadnie. 

Mniej integralną częścią finałowego czy też prawie finałowego numeru krótki "Post scriptum" będący pomostem między "Requiem", a wcześniejszym, bardzo agresywnym "Branded" będącym jednym z obecnych na albumie wypełniaczy.

Ogólnie te najbardziej agresywne kawałki na tym albumie wypadły najsłabiej, bo co najwyżej średnie są także "Time of Hate" czy "No more cry", który posiada przynajmniej krótkie basowe zwolnienie, ale i tak wypada jeszcze słabiej niż poprzedni kawałek.

Znacznie lepiej wypadają dwa pozostałe "killery". "Blindman" to typowo thrashowy numer zawierający jednak kilka zmian tempa i dysponuje niezłą melodią jak na tak agresywny numer. Poprzedzony miniaturą "Introduction" równie agresywny (jeśli nie bardziej) "Screamin' whispers" także wypada całkiem udanie. Jestem jednak przekonany, że prawdziwą siłę ten numer zyskiwał na koncertach.

Debiut legendarnego już na naszej rodzimej scenie Huntera to album okropnie niedoceniany, a w kategorii mocniejszego metalu, jest to pozycja stanowiąca ścisły top w naszym kraju. Szkoda, że sam zespół nie pomaga zaistnieć świetnemu debiutowi w świadomości dzisiejszych słuchaczy. Utwory w rodzaju "Żniwiarza umysłów", "Requiem" czy "Screamin whispers" pociągnęłyby do pogo niejednego podpieracza ścian. Może faktycznie styl zespołu nie jest tu jeszcze do końca wykrystalizowany, jednak stojących na tak wysokim i mimo paru wad, równym poziomie krążków grupa nie nagra już zbyt wiele.

8/10

Lista utworów:

  1. Misery
  2. Blindman
  3. Introduction
  4. Screamin' Whispers
  5. Freedom
  6. Time of Hate
  7. No more Cry
  8. Żniwiarze umysłów
  9. Branded
  10. Post Scriptum
  11. Requiem
  12. War
  13. Amen
  14. Ultimate silence
  15. Reqiuem (polska wersja)

2 komentarze:

  1. Ta płyta świetnie pasuje do tytułu Twojego bloga. Wątpię, żeby po za fanami, ktoś orientowal się, kim jest Hunter.
    Swego czasu na studiach parę kawałków słyszałem, a zwłaszcza 'Kiedy zabijam' z następnego albumu. Ale jakoś mocno nie zaglebialem się w ich twórczość.
    Postaram się sprawdzić, jak odbiorę taka muzykę po latach.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Kiedy umieram"* 😉
      Akurat właśnie z metalu raczej będę miał do napisania na ten moment najwięcej nawiązującego do tytułu bloga, ale i tak będę też opisywał te bardziej znane rzeczy, bo czemu by nie 😉
      Jednak mimo wszystko Hunter na ten moment, to i tak jeden z najbardziej rozpoznawalnych i najbardziej znanych polskich kapel metalowych. Przede wszystkim za sprawą festiwali jak Woodstock/Polandrock, Jarocin czy właśnie wspomniana w tej recenzji 3maówka.
      No ale z czasem na pewno więcej mniej znanych pozycji będzie gościć z innych gatunków. Na razie pisze w głównej mierze o "Podstawach" i co jakiś czas będę wrzucał coś nie tak popularnego jak większość z opisywanych albumów.

      Usuń