"Czwórka" Led Zeppelin to album wielokrotnie wymieniany jako najlepsza płyta brytyjskiej legendy. Czy słusznie? Nie. Może i znajdziemy tu kilka naprawdę solidnych, ba, bardzo dobrych kawałków, ale o ile na poprzednich albumach zespół za każdym razem serwował coś nowego, z bardzo dobrym skutkiem, tak na opisywanym albumie, są to raczej patenty z poprzedników. Ale to nie eklektyzm czy równy poziom są powodem stawiania "IV" na piedestale, a największy hit w historii grupy, czyli genialne "Stairway to Heaven". Tym samym album dołącza do wielu innych płyt, które uznawane są za najlepsze w dyskografii wykonawcy, bo znajduje się tam najbardziej znany utwór ("Paranoid", "Machine Head", "Black album", "Ace of Spades"debiut Hendrixa i wiele innych).
Nie można odmówić oczywiście tej kompozycji swego geniuszu. Każda sekunda utworu nie jest tu zbędna. "Stairway to Heaven" zachwyca od folkowego, łagodnego początku, przez świetne wejście perkusyjne Bonhama i wspaniałą solówkę Jimiego, po hardrockową końcówkę. Wstyd nie znać tego wspaniałego utworu.
Po pierwszym akapicie można pomyśleć, że poza "schodami" znajdziemy tu sam autoplagiat, ale absolutnie tak nie jest, bo mimo czerpania ze zbliżonych pomysłów jak w przeszłości, ciężko pomylić je z innymi utworami grupy. Może pozostałe siedem utworów nie dorównuje największemu przebojowi grupy i odstaje poziomem również od kompozycji z dwóch pierwszych krążków, ale to dalej bardzo dobre numery. Weźmy choćby rozpoczynający album czadowy "Black dog" fajnym riffem i "dialogiem" Planta z instrumentalistami. Kawałek słusznie stał się jednym z najbardziej rozpoznawalnych utworów grupy. Wiele energii dostarcza również kolejny "Rock and roll", momentami może sztampowy, ale i tak prezentujący się dobrze. Sztampowo i ogólnie średnio wypada także "Misty mountain hop", który jest jednym z mniej lubianych przeze mnie kompozycji na czwartym albumie Zeppelinów.
Miło, że zespół postanowił zadbać o miłośników folkowej części swojego poprzedniego albumu, bo w tym stylu utrzymane są dwa utwory. Pierwszy to "the Battle of Evermore", w którym Planta wokalnie wspomaga folkowa wokalistka Sandy Denny. Duet wypada całkiem nieźle, ale i tak najlepsze co w tym utworze dzieje się w warstwie instrumentalnej za sprawą partii Page'a na mandolinie. "Going to California" także urzeka folkowym klimatem i ładnym śpiewem wokalisty będąc jednym z lepszych momentów albumu.
Zdecydowanie ciekawym kawałkiem jest również kończący album "When the Levee breaks", w którym od samego początku wciąż się coś dzieje w warstwie instrumentalnej oraz usłyszymy tu partie Planta na harmonijce, do której mam słabość. Jedyne co bym tu zmienił, to mimo wszystko skrócił nagranie o minutę lub dwie, bo z czasem zaczyna nieco nużyć.
Mamy tu jeszcze "Four sticks" z dużą rolą sekcji rytmicznej, jednak ten numer szybko wypada z głowy i nie prezentuje nic nadzwyczajnego.
"Led Zeppelin IV" nie wytrzymuje porównania z poprzednimi krążkami, szczególnie dwoma pierwszymi, ale panowie i tak zaprezentowali nam bardzo udany, lecz nieidealny i nierówny album.
8/10
Lista utworów
- Black dog
- Rock and roll
- The Battle of Evermore
- Stairway to Heaven
- Misty mountain hop
- Four sticks
- Going to California
- When the Levee breaks

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz