czwartek, 16 czerwca 2022

Recenzja: Genesis - "Trespass"

Okładka albumu "Trespass" zespołu Genesis

Od niezbyt udanego debiutu Genesis, do wydania kolejnego albumu - "Trespass" - minęły dwa lata. Przez ten czas zespół zakończył współpracę ze swoim menadżerem, co mogło wyjść tylko na dobre. W końcu zespół miał szansę zacząć spełniać swoje wysokie ambicję i zaprezentować w pełni swoje umiejętności. 

Album składa się z sześciu, dosyć długich, w większości znacząco różniących się od utworów z debiutu. Chociaż sam początek albumu, a konkretnie pierwsze chwile otwierającego płytę "Looking for Someone" wcale nie zapowiadają mocnego odejścia od debiutanckiej stylistyki. Dopiero nieco później kawałek staje się bardziej rozbudowany, gdy zespół zaczyna sporo kombinować ze zmianami tempa czy motywów. O wiele lepiej brzmią też aranżacje utworów klawiszowych czy fletu. Z "From Genesis to Revelation" kojarzyć się może też najsłabszy "Visions of Angels". Nie jest to co prawda krótka, piosenkową forma, ale całość jest złożona właśnie z kilku takich fragmentów. Mimo, że uważam utwór za najsłabszy, to nie jest też jakiś tragiczny, słucha się nie najgorzej, szczególnie ze względu na wokal.

Poza wokalem Petera Gabriela najbardziej na płycie podobają mi się partię gitarowe. Te są bardzo mocną stroną choćby "White Mountain" ze spokojnym i bardzo fajnym gitarowym początkiem, czy w "Stagnation" z podobnym wstępem. W tym drugim przypadku mocnym punktem są także hipnotyzujące partie klawiszowe, a sam utwór także posiada jeszcze bardziej intrygujący baśniowy klimat, niż reszta utworów. Gitary grają sporą rolę również w wyróżniającym się "Dusk", które zostało wzbogacone przez chóralne wokale, te jednak nie podobają mi się zbytnio i wolę fragmenty, gdy Gabriel śpiewa solo.

Tak jak i sam zespół, najlepsze zostawiłem na koniec. Finałowy "the Knife" to najlepszy kawałek na płycie i jeden z najlepszych z całej dyskografii grupy. Świetny organowy początek brzmi prawie hard rockowo i mocno przywodzi na myśl choćby Uriah Heep. Co ciekawe wspomniana grupa debiutowała w momencie gdy Genesis zaczęło nagrywać "Trespass", wątpliwe więc, że zespół skradł ten patent kolegom po fachu. Każdy z muzyków daje tu popis swoich umiejętności. Doskonały popis daje tu po raz kolejny Peter Gabriel i to nie tylko wokalnie, bo nieźle wypada zwolnienie z grą na flecie wokalisty. Najlepsze jednak co w tym utworze dzieje się po wspomnianym zwolnieniu, gdy możemy zachwycać się gitarowymi popisami.

"Trespass" wielokrotnie nazywany jest tym "właściwym" debiutem Genesis i w sumie słusznie. Po pierwsze album ten jest o wiele bardziej udany od poprzednika. Po drugie to dopiero tutaj muzycy zaczęli ukazywać swoje ambitniejsze oblicze, dzięki któremu kilka lat później zostali zakwalifikowani do Wielkiej szóstki rocka progresywnego. A to wciąż przecież dopiero początki i z czasem grupa rozwinie się jeszcze bardziej. Wstyd jednak nazywać się fanem rocka progresywnego i nie znać tego świetnego krążka.

8/10

Lista utworów:

  1. Looking for Someone
  2. White Mountain
  3. Visions of Angels
  4. Stagnation
  5. Dusk
  6. The Knife

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz