Czwórka muzyków z Led Zeppelin w czasie nagrywania swojego szóstego studyjnego albumu na pewno nie narzekała na brak pomysłów. Po zakończeniu sesji okazało się, że materiał nie zmieści się na pojedynczej płycie. Postanowili więc poszerzyć album o drugi krążek wykorzystując tym samym odrzuty z sesji poprzednich albumów. Ciężko jednoznacznie ocenić ten ruch. Z jednej strony "Physical Graffity" jest o wiele za długi i znajdziemy tu sporo niepotrzebnych utworów. Z drugiej jednak, w końcu mieliśmy okazję usłyszeć kilka kawałków, które z niewiadomych przyczyn tkwiły do tej pory jedynie w archiwach grupy.
Panuje powszechna opinia, że płyta pierwsza jest dobra, a płyta druga słaba. Prawdą jest, że pierwszy krążek całościowo wypada lepiej, ale nie byłbym tak krytyczny dla płyty nr 2. Na pierwszej płycie znajdziemy chociażby najbardziej znany z całego albumu "Kashmir" o świetnym orientalnym klimacie, budowanym przede wszystkim dzięki riffowi, który wymyślił Jimmy Page a także partiami klawiszowymi. Utwór ten na stałe zagościł na przeróżnych listach wszech czasów i ze wszystkich kompozycji zespołu ustępuje chyba tylko "Stairway to Heaven" i "Whole Lotta Love". Jednak moim zdaniem jest tutaj kawałek o zbliżonym poziomie. Bluesowy "In my time of Dying" mimo długiego czasu trwania, nie nudzi się. Już ciężki początek daje nadzieję na świetny utwór i nie zawodzimy się. Muzycy świetnie przechodzą tu z powolnych momentów w cięższe, niejednokrotnie hard rockowe granie, a im dalej w utwór tym - wg mnie - ciekawiej.
Do udanych kompozycji na pewno trzeba dodać "The Rover" z perkusyjnym wstępem i świetnym, chwytliwym riffem, a także jeszcze bardziej chwytliwy, niemal taneczny "Trampled Under foot" z ogromną ilością energii. Za to dwa pozostałe utwory z pierwszej płyty nie są już tak udane. "Custard pie" z hardrockowym riffem jest w miarę niezły, ale zespół stać na coś więcej. "Houses of the Holy" za to szybko staje się nieco sztampowy.
Na drugim krążku warto na pewno wyróżnić folkowy instrumental "Bron-yr-aur" nagrany jeszcze w czasach "trójki", hardrockowy "the Wanton Song" oraz bardziej przypominający późniejsze solowe dokonania Roberta Planta niż Led Zeppelin "Night Flight". W tym ostatnim nie brakuje energii, choć nagrany jest w zupełnie innej stylistyce. Na uwagę zasługuje też otwierający drugą płytę "In the Light" wyróżniający się długimi syntezatorowymi popisami Jonesa i zwielokrotnionym w niektórych fragmentach głosem Planta. Samej kompozycji jednak daleko do ideału ale i tak wypada lepiej niż kilka pozostałych utworów. "Down by the Seaside" robi się ciekawszy dopiero gdy utwór przyśpiesza, folkowemu "Black Country Woman" wiele brakuje do innych kompozycji zespołu w tym stylu, a "Boogie with Stu" oraz "Sick again" są nijakie. Lepiej wypada "Ten Years gone ", ale i temu utworowi wiele brakuje do najlepszych kompozycji zespołu, a nawet na tym albumie.
Nie mam wątpliwości że szósty album Led Zeppelin jest najsłabszym osiągnięciem studyjnym zespołu do tamtej pory. I jak to świadczy dobrze o zespole, że jego najsłabsza płyta była jedną z najlepszych rockowych propozycji w tamtym czasie. Led Zeppelin mimo, że na "Physical Graffity" nagrało sporo średniego czy wręcz słabego materiału, to wciąż potrafili nagrać album na całkiem wysokim poziomie. Można oczywiście przyczepić się o kontrowersyjną decyzję, by zamiast skrócić krążek do jednej płyty, poszerzyć ją o kilka utworów aby zrobić album dwupłytowy, ale prawdopodobnie nie usłyszeli byśmy wtedy kilku wartych uwagi odrzutów z innych płyt.
7/10
Lista utworów
- Custard pie
- The Rover
- In my time of Dying
- Houses of the Holy
- Tramped Under foot
- Kashmir
- In the Light
- Bron-yr-aur
- Down by the Seaside
- Ten years gone
- Night Flight
- The wanton song
- Boogie with Stu
- Black Country Woman
- Sick again

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz