Po odejściu z the Velvet Underground, Lou Reed na jakiś czas zawiesił swoją muzyczną karierę. Zajął się wtedy księgowością w firmie swojego ojca. Nie trwało to długo, bo po dwóch latach rozpoczął karierę solową wydając swój niezatytułowany debiut w 1972 roku. Jeśli chodzi o muzykę, to ta mocno kojarzy się z albumami macierzystej grupy Reeda już po odejściu Johna Cale'a.
A przynajmniej tak jest w pierwszej połowie albumu. Zarówno te bardziej energiczne numery jak bardzo chwytliwy "I can't stand It" i "Walk and talk it", jak i spokojniesze utwory w rodzaju "Going down" i "Lisa says" - który później nabiera skocznego charakteru, niepasującego do pierwszej, balladowej części- równie dobrze mógłyby wybrzmieć na "The Velvet Underground" albo "Louded". Od utworów znajdujących się na tych dwóch albumach, wspomniane wyżej kawałki różnią się żeńskimi chórkami, które momentami brzmią wręcz staroświecko, czym obniżają poziom całkiem niezłych piosenek.
Najlepsza część albumu zaczyna się moim zdaniem od "Berlin" z niespodziewanym wstępem na pianinie i to właśnie ten instrument gra tu największą rolę, mimo że z czasem kawałek nabiera pazura i słychać w nim niezłe gitarowe zagrywki. Także spokojny, lecz później nabierający energii "I love you" to początkowo utwór oparty na gitarze akustycznej, z czasem brzmiący bardziej rockowo. W tej bardziej dynamicznej części możemy wsłuchiwać się w wyrazistą partię basu, ale i Reed na swojej gitarze pokazuje masę ciekawych rzeczy. Wraz z chwytliwym "Wild Child" wracają skojarzenia z proto-punkową legendą. Za to jeszcze lepiej wypada - co prawda mniej chwytliwy niż większość zamieszczonych tu kompozycji - "Love makes you Feel" ze zgrabną melodią i udanymi partiami Reeda, zarówno wokalnymi jak i gitarowymi. Jednym z moich faworytów jest jednak "Ride into the Sun" - nietypowy na tej płycie utwór, brzmiący wręcz "glamowo". Wspomniany kawałek odrzuca jednak jedną rzeczą. Mianowicie kiepskimi chórkami. Nie najgorszy jest też finał albumu, czyli spokojny "Ocean", w którym co jakiś czas możemy wychwycić coś ciekawego, jak regularnie powtarzany perkusyjny motyw. Nie jest to jednak arcydzieło, raczej zwykła, spokojna kompozycja, która co bardziej niecierpliwych może znużyć.
Solowy debiut byłego gitarzysty the Velvet Underground spotkał się mniej więcej z takim samym przyjęciem, co albumy jego zespołu - czyli o albumie praktycznie milczano. Szkoda, album ten jest bardzo przyjemnym zbiorem to prostszych, to bardziej złożonych piosenek. Nie składają się one może w zgraną całość, ale też nie odstają mocno od siebie stylem. Tu jest dobrze, a będzie jeszcze lepiej gdy swojego idola pod skrzydła weźmie sam David Bowie. Ale o tym w kolejnych recenzjach.
7/10
Lista utworów:
- I can't stand It
- Going down
- Walk and talk it
- Lisa says
- Berlin
- I love you
- Wild Child
- Live makes you Feel
- Ride into the Sun
- Ocean

Tego albumu akurat nie posiadam, ale za to kilka kolejnych tak. Porownamy swoje opinie 😉
OdpowiedzUsuńDwa kolejne akurat uważam za znacznie lepsze, nie ustępujące znacznie nawet tym lepszym albumom Davida Bowie.
Usuń