poniedziałek, 25 lipca 2022

Recenzja: Iron Maiden - "Seventh Son of the Seventh Son"

 

Okładka albumu "Seventh Son of the Seventh Son" zespołu Iron Maiden

Zwykle jako najlepszy album Iron Maiden wskazywany jest jeden z trzech krążków: różnorodny debiut, na którym grupa już zaczęła pokazywać swój styl odróżniający ją od innych przedstawicieli NWOBHM, "Number of the Beast", na którym debiutował Bruce Dickinson i na którym znalazło się kilka nieśmiertelnych przebojów zespołu i album nr 7 - "Seventh Son of the Seventh Son", który co prawda nie cieszy się taką popularnością jak dwa wspomniane albumy czy "Piece of Mind" i "Powerslave", jednak dla wielu miłośników zespołu znających jego całą dyskografię, to właśnie "Siódmy syn" jest najlepszym, co metalowa legenda nagrała.

Zachwyty nie są bezpodstawne, sam umieszczam tą płytę w ścisłej czołówce ulubionych albumów żelaznej dziewicy. Zaczynając od samego pomysłu by nagrać album koncepcyjny (co w tym przypadku niekoniecznie wyszło, teksty faktycznie tworzą całkiem zwartą opowieść, jednak muzycznie utwory nie łączą się ze sobą), przez aranżacje (grupa ponownie skorzystała z syntezatorów, tym razem na jeszcze większą skalę), po bardzo wysoki poziom utworów, jest to album w dyskografii zespołu wyjątkowy i chyba najrówniejszy pod względem poziomu poszczególnych kompozycji od czasów debiutu.

Do tej pory Iron Maiden na początku każdego albumu serwował nam chwytliwy, szybki kawałek momentalnie wpadający w ucho. Tym razem pierwsze co słyszymy na samym początku to głos Bruce'a Dickinsona wyśpiewującego kilka wersów do podkładu gitary akustycznej. Następnie słyszymy syntezatory i dopiero później rozpoczyna się "właściwa" część "Moonchild" z charakterystycznym basem, za który odpowiada lider grupy i główny kompozytor, Steve Harris. Kawałek jest niezły, refren może irytować ludzi, którzy nie tolerują głosu Dickinsona, jednak cała reszta wypada przyzwoicie. A to i tak jeden z tych nieco słabszych moim zdaniem momentów na płycie. Do tej słabszej połowy dołączyłbym przebojowy, choć wg mnie nieco zbyt banalny "Can I Play with Madness", trochę nijaki "Prophecy", który jednak posiada ładną codę oraz finałowy, szybki "Only Good Die Young" na którego końcu powtarza się patent z samego początku albumu.

Każdy z tych czterech utworów mimo, że uważam je za te słabsze, to i tak wypada o wiele lepiej niż wypełniacze z poprzednich sześciu albumów. Brytyjczycy jednak właśnie na "Seventh Son..." serwują nam być może najlepszą (pół)balladę w swojej twórczości, czyli "Infinite dreams" z genialną partią wokalną oraz świetną melodią zarówno w tej powolnej, jak i szybkiej części. "The Evil that Man Do" to przykład wzorcowego radiowego przeboju, który ma bardzo wciągającą melodię i nie popada przy tym w banał. "The Clairvoyant" zawiera basowy wstęp i znowu słychać tu spory udział syntezatorów na początku, a przyspieszenie w refrenie uważam za wyśmienite. Najważniejszym utworem na całym albumie jest jednak monumentalny utwór tytułowy nagrany z progresywnym rozmachem. Słychać tu syntezatory, "mistyczne" chóry, teatralny śpiew Bruce'a, a także wiele świetnych motywów.

"Seventh Son of the Seventh Son" to jedno ze szczytowych dzieł Iron Maiden, a także całej szeroko pojętej muzyki metalowej. O ile wcześniej zespół kilkukrotnie zbliżał się do tego poziomu, to w przyszłości grupa nagrała coś choć w większości tak dobrego dwa, góra trzykrotnie i nic nie wskazuje na to żeby Brytyjczycy nagrali jeszcze kiedykolwiek tak świetny album.

8/10

Lista utworów:

  1. Moonchild
  2. Infinite Dreams
  3. Can I Play with Madness
  4. The Evil that Man Do
  5. Seventh Son of the Seventh Son
  6. Prophecy
  7. The Clairvoyant
  8. Only Good Die young

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz