wtorek, 26 lipca 2022

Recenzja: Sisters of Mercy - "First and Last and Always"

 

Okładka albumu "First and Last and Always" zespołu Sisters of Mercy

Sisters of Mercy to obok Joy Division i the Cure jeden z najważniejszych zespołów tak zwanego rocka gotyckiego. I choć lider grupy, Andrew Eldritch odcina się od tej łatki, to ciężko pominąć milczeniem wpływ jaki jego zespół wywarł na późniejszych reprezentantów tego właśnie stylu, choćby niemiecki Lacrimas Profundere w późniejszym okresie. Grupa istnieje do dziś, choć ostatnią płytę nagrała ponad 30 lat temu poddając fanów jeszcze większym próbom cierpliwości niż robił to np Rammstein albo Tool mający odpowiednio 10 i 13 lat przerwy między wydanymi płytami. W tym jednak przypadku raczej miłośnicy sióstr, nowego wydawnictwa się nie doczekają - może to i lepiej, wątpliwe jest aby Eldritch po tylu latach nagrał jeszcze tak dobrą muzykę.

Czasami w kierunku debiutanckiej płyty grupy, "First and Last and Always" skierowane są zarzuty, że brzmienie jest zbyt plastikowe, a grupa "sprzedawała się" odchodząc od muzyki znanej z EP-ek. Nie podzielam tego zdania. Eldritch i spółka na swoim oficjalnym debiucie przekazuje 10 chwytliwych, momentami prawie tanecznych utworów pokrytych mgłą mroku i depresyjności. Połączenie wydawać by się mogło niemożliwe, a jednak, z resztą już wcześniej robiło to np. wspomniane Joy Division i to po mistrzowsku.

Większość z umieszczonych na "First and Last and Always" utworów zbudowanych jest na podobnych patentach, jednak wcale nie brzmią jak kopie jednego tego samego utworu. Utwory takie jak "Walk away", "No time to Cry" czy przede wszystkim "Black Planet", "A Rock and a Hard Place" czy "Marian" błyskawicznie wpadają w ucho i nie wychodzą z głowy dłuższy czas po wyłączeniu płyty. Jednak chwytliwych utworów opartych na charakterystycznych partiach automatu perkusyjnego nazwanego Dr Avalanche jest tu więcej, bo o każdym z pozostałych utworów można powiedzieć to samo.

W utworze tytułowym słyszymy chyba najbardziej zapamiętywalny motyw na całym albumie, a głos Eldritcha jeszcze bardziej niż wcześniej przypomina sposób śpiewu Iana Curtisa. W "Possesion" i "Amphetamine Logic" słyszymy więcej gitary niż wcześniej, "Nine While Nine" mimo chwytliwości jest jednym z najzimniejszych utworów na albumie, a depresyjnością dorównuje mu chyba tylko finałowy "Some kind of stranger", który został jednak nieznacznie popsuty "plastikowymi" klawiszami.

Debiut Sisters of Mercy to faktycznie jeden z najlepszych albumów nagranych w stylistyce rocka gotyckiego czy coldwave. Utwory mimo swojej chwytliwości nie popadają w przesadny kicz, ciężko też uznać którykolwiek z nagranych utworów za jednoznacznie słaby. Całość tworzy wg mnie zwartą całość, która w rezultacie czyni ten krążek jednym z najlepszych albumów nagranych w latach 80.

8/10

Lista utworów:

  1. Black Planet
  2. Walk away
  3. No time to Cry
  4. A Rock and a Hard Place
  5. Marian
  6. First and Last and Always
  7. Possesion
  8. Nine While Nine
  9. Amphetamine Logic
  10. Some kind of stranger 

1 komentarz: