Pierwszy solowy album Lou Reeda nie odniósł sukcesu, tak samo jak twórczość the Velvet Underground w którym występował wcześniej. Artyście potrzebny był ktoś, kto pomoże śpiewającemu gitarzyście wybić się. Taką osobą był David Bowie, który był zafascynowany wczesnymi albumami dawnej grupy Lou Reeda i nagrywał akurat dla tej samej wytwórni. Ręka Bowiego jest wyraźnie słyszalna przede wszystkim pod względem produkcyjnym, bo same kompozycje w sporej mierze skomponowane zostały jeszcze za czasów The Velvet Underground.
Zamieszczone tutaj utwory są zwykle krótkie i trzymają się piosenkowej formy. Mimo to są zróżnicowane i prezentują się ciekawie, zarówno te bardziej energiczne jak "Vicious" i "Hangin''Round", jak i te wolniejsze pokroju "Perfect Day" z partiami pianina i bogato zaaranżowane "Goodnight Ladies" oraz "Satellite of Love". Łączący fragmenty spokojne z bardziej żywiołowymi"Andy's Chest" także wypada dosyć melodyjnie.
Fajnie wypadają kawałki, gdy Reed z towarzystwem starają się urozmaicić album. Np w końcówce "Walk on the Wild Side" słychać trąbkę, a od samego utworu ciężko się oderwać, mimo prostej gry instrumentalistów oraz melorecytowanego tekstu. W udanym "Make Up" słychać tubę, "Wagon Wheel" posiada chwytliwą melodię i udane zwolnienie, a króciutkie "New York Telephone Conversation" nawiązuje do muzyki kabaretowej. Największą perełką natomiast jest czadowy "I'm so Free", w którym jednak mogą irytować chórki, które są bolączką też paru innych kompozycji, nie obniżają jednak poziomu znacząco.
Drugi album Reeda odniósł już większy sukces, za czym prawdopodobnie stoi sama obecność Bowiego, który właśnie odnosił wielki sukces dzięki stworzeniu postaci Ziggy'ego Stardusta. A nawet dziś można go znaleźć na różnorakich rankingach czy listach - choć zwykle na dalszych pozycjach.
8/10
Lista utworów:
- Vicious
- Andy's Chest
- Perfect Day
- Hangin''Round
- Walk on the Wild Side
- Make Up
- Satellite of Love
- Wagon Wheel
- New York Telephone Conversation
- I'm So Free
- Goodnight Ladies

Tak czy owak - fundamentalna pozycja. I w sumie jeden z niewielu albumów Reeda broniących się jako całość - obok "Berlin", "New York" i "Magic and Loss".
OdpowiedzUsuń