czwartek, 7 lipca 2022

Recenzja: black midi - "Cavalcade"

Okładka albumu "Cavalcade" zespołu black midi

Dwa lata minęły od udanego debiutu black midi do ukazania się ich drugiego krążka. Zespół przez ten czas poczynił niemałe postępy. Do swoich i tak już interesujących inspiracji, muzycy dołączyli jazz-rock. W tym przypadku nowa inspiracja objawia się udziałem instrumentów dętych, za które w większości przypadków odpowiadają muzycy gościnni. Postęp widoczny jest także w samych kompozycjach, aranżacjach, a nawet umiejętnościach warsztatowych i zgraniu.

Oczywiście wciąż dominuje tu post-punkowe, tyle że bardziej eksperymentalne granie. Słychać to doskonale w singlowym "John L". Jest to jedna z najbardziej energicznych kompozycji na całej płycie oraz jedna z najbardziej "gęstych". Wciąż dużo się tu dzieje, nie wiadomo co muzycy zaprezentują za chwilę. Podobnie jest w "Chondromalacia Patella", tu jednak przez większość utworu powtarza się to samo, jedynie perkusista stara się coś urozmaicić. Ciekawiej robi się w ostatnie półtora minuty.

W przeciwieństwie do poprzednio opisywanego utworu, powtarzalność w "Slow" bardziej wprowadza mnie w trans niż irytuje. Najbardziej urzekają mnie jednak utwory prawie w pełni balladowe. Taka jest "Merlene Dietrich", w której  orkiestracje w tle i specyficzny sposób śpiewu Greepa przywodzi na myśl skojarzenia z bardzo starymi utworami balladowymi. Nie brzmi to jednak archaicznie, lecz artyści stworzyli bardzo ładny utwór. "Diamomd stuff" za to jest najbardziej klimatycznym utworem na płycie i pomimo trudności z rozróżnieniem wyśpiewywanych słów przez użycie pogłosu i nietypowy sposób śpiewu, to elementy te są bardziej plusem niż minusem utworu, dzięki czemu jeszcze bardziej pogłębiają klimat kompozycji. "Diamomd stuff" bardzo płynnie przechodzi w kolejny "Dethroned", który energii nabiera wraz z wejściem wokalu. Od tej pory aż do samego końca kawałka, utwór ten nabiera nieprzerwanie stopniowo ciężaru i napięcia.

O tym, , w muzycy black midi na brak pomysłów nie narzekają mogliśmy usłyszeć już na debiucie. W przypadku drugiego albumu idealnym na to przykładem jest zaledwie dwu i półminutowy "Hogwash and Balderdash". Utwór ten mimo bardzo krótkiego czasu trwania powala ilością pomysłów czy zmian motywów. Jeśli w takim krótkim utworze muzycy potrafili przemycić tyle rozwiązań, to musieli zrobić to samo na najdłuższym "Ascending forth" - i to właśnie uczynili. Początkowo ponownie brzmi to jak stosunkowo stary utwór. Nowoczesności nadaje na pewno brzmienie oraz stopniowo dodawane partie w tle. Z czasem utwór staje się coraz mniej spokojny, wokal nabiera napięcia, słychać partie saksofonu, a sekcja rytmiczna gra z większym polotem.

black midi na swoim drugim studyjnym albumie pokazał swoje odświeżone oblicze, rozwinął się na wielu polach, zawarł korzystne kontakty z innymi młodymi o obiecującymi muzykami, a stworzone kompozycje dopracowywał na występach. W efekcie czego "Cavalcade" stał się jednym z najlepszych albumów poprzedniego roku. A już za kilka dni premiera albumu nr 3, do którego mam niemałe oczekiwania.

9/10

Lista utworów:

  1. John L
  2. Merlene Dietrich
  3. Chondromalacia Patella
  4. Slow
  5. Diamomd stuff
  6. Dethroned
  7. Hogwash and Balderdash
  8. Ascending forth

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz