Black Sabbath od samego początku był zespołem, który nie bał się eksperymentować z różnymi gatunkami muzycznymi. Jednak mniej więcej od swojego piątego krążka, "Sabbath Bloody Sabbath", grupa ta stawiała na coraz większy eklektyzm. Opisywany siódmy już album, "Technical Ecstasy" to krążek ze wszystkich dotychczasowych najbardziej różnorodny i niestety ale niekoniecznie spójny.
Chyba najbliżej "klasycznego" Black Sabbath jest początek drugiego na trackliście "You won't Change Me". Co prawda słychać tu syntezatorowe tło, a takich zabiegów próżno szukać na pierwszych albumach zespołu, ale chwilę później słyszymy ciężki riff, który swoim ciężarem niewiele ustępuje temu z utworu tytułowego na debiucie. Potem niestety cały ten klimatyczny początek zostaje zmarnowany i pomimo, że całość nie jest zła, to banalny refren aż kłuje w uszy po tak obiecującym początku. Nie był to jedyny raz gdy muzycy trochę przesadzili z próbą nagrania przebojowych melodii, bo w zajeżdżającym Beatlesami "It's Alright" także lekko odlecieli, nie brzmiąc w ogóle jak ten zespół, tym bardziej, że jako wokalista wystąpił tu Bill Ward. Sam utwór może jest całkiem znośny, ale nie pasuje do towarzystwa nawet tak zróżnicowanego jak na tym krążku, a też nie jest na tyle dobry, bym miał ochotę go słuchać dużo częściej nawet osobno.
Jeśli chodzi o melodię mające szansę zrobić zamieszanie w radiu to największe szanse miał "All Moving Parts (Stand Still)", w którym nie tylko instrumentaliści grają bujającą melodię, ale także dzieje się tu bardzo dużo, a i Ozzy śpiewa świetną, zróżnicowaną partię wokalną. Dużo dzieję się też w finałowym "Dirty Woman". Tu jednak melodia nie jest tak przebojowa, a sam utwór mógłby być odrobinę skrócony w końcówce, ale i tak jest to jeden z najlepszych utworów na albumie. Bardzo chwytliwy jest energiczny "Rock 'n' Roll Doctor". Jest on jednak zarazem trochę banalny i słychać w nim staroświeckie partie klawiszowe.
Co innego "Back Street Kids", który także różni się od wczesnych dokonań grupy z Birmingham, także słychać klawisze (lecz tym razem syntezatory) i bliżej mu do twórczości zespołów heavy-metalowych, niż hard rocka, ale sama kompozycja mi się podoba. Trochę heavy metalem (choć tu skojarzenia nie są tak oczywiste) zalatuje "Gypsy" z szybkim perkusyjnym wstępem i energiczną grą każdego z instrumentalistów. Mocno kojarzy mi się ten kawałek z późniejszą karierą solową wokalisty Black Sabbath, Ozzym Osbornem. Kiedyś lubiłem balladę "She's Gone", dziś jednak zdaje mi się ona zbyt ckliwie zaaranżowana, a wokal Osbourne'a zanadto płaczliwy, przez co obok "It's Alright" jest najsłabszym elementem całości.
"Technical Ecstasy" nie cieszy się zbyt dobrą opinią wśród fanów. Wielu słuchaczy nawet nie zawraca sobie płytą głowy przez niepochlebne opinię innych. Obok "Sabotage" faktycznie jest to najgorsza płyta zespołu do tej pory, ale mimo to znajdziemy tu kilka ciekawych utworów, dla których warto poświęcić te 40 minut na przesłuchanie albumu.
7/10
Lista utworów:
- Back Street Kids
- You won't Change Me
- It's Alright
- Gypsy
- All Moving Parts (Stand Still)
- Rock 'n'Roll Doctor
- She's Gone
- Dirty Woman

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz