Black Sabbath to grupa mająca niezliczonych naśladowców. Większość z nich wykorzystuje patenty chłopaków z Birmingham nie dodając nic więcej. Co jednak, gdyby do wpływów Black Sabbath dodać wpływy psychodeliczne lub na przykład partie fletu silnie kojarzące się z innym kultowym zespołem, Jethro Tull, a do tego dodać jeszcze głęboki, kobiecy wokal? Na szczęście nie musimy sobie tego wyobrażać i wystarczy posłuchać zespołu o nazwie Blood Ceremony.
Już na debiucie kanadyjska grupa wyróżnia się na tle innych naśladowców Black Sabbath. Słychać, że to właśnie oni są główną inspiracją dla zespołu za sprawą typowo sabbathowych riffów i mrocznego klimatu, jednak w przeciwieństwie do innych grup stających się naśladować swoich idoli, potrafią raz, że mimo bazowania głównie na tym samym stworzyć zróżnicowane melodię, a dwa, inne inspiracje grupy także są tu wyraźne, jak np wspomniany już "andersonowski" flet. O tym, że mamy do czynienia z interesującym wykonawcą wiemy już od "Master of Confusion" rozpoczęty klimatycznym organowym wstępem, by potem przerodzić się w ciężki riffowany numer jednoznacznie kojarzący się z wiadomym zespołem. Oczywiście riffy Seana Kennedy'ego nie dorównują tym, które wymyślił Tony Iommi, budują jednak specyficzny, niepokojący klimat. I tak jak do stylistyki Black Sabbath świetnie pasował wokal Osbourne'a, tak do zbliżonej stylistyki pasuje czysty, głęboki śpiew Alli O'brien, śpiewającej przy okazji w raczej jednorodny, ale miły dla ucha sposób.
O reszcie utworów na debiucie można by właściwie pisać podobne rzeczy. Każdy z nich posiada w swojej stylistyce dosyć chwytliwą melodię, bazuje na ciężkich riffach, ładnym śpiewie wokalistki i wzbogaconymi jest gdzieniegdzie raz lepszymi, raz przeciętnymi partiami fletu czy organów. Obok otwieracza moimi faworytami są rozpoczęty fletowym wstępem "Rare Lord", "Return to Forever" z udanym zwolnieniem w środku i finałowy "Hymn to Pain" z bardzo fajną częścią instrumentalną. Na tle całości wyróżnia się jeszcze krótki, instrumentalny, bardziej folkowy "A Wine Of Wizandry" oraz nieco lżejszy "Hop Toad" ze świetnym wstępem, za to niepasującą ani do otworu, ani do reszty albumu końcówką.
Debiut Blood Ceremony to album, który gdy go poznałem zrobił na mnie ogromne wrażenie. Wciąż uważam go za pozycję bardzo ciekawą, szczególnie dla fanów Black Sabbath, ale też np Jethro Tull, lub ogólnie miłośników hard rocka, albo mrocznej, klimatycznej muzyki. Tym co teraz nieco mi przeszkadza w tym albumie, to to, że niewiele jest tu rzeczy, których bym nie usłyszał u wspomnianych dwóch grup, a sama różnorodność między utworami także mogłaby być nieco większa, choć i tak nie jest pod tym względem źle.
7/10
Lista utworów:
- Master of Confusion
- I'm Comming With You
- Into the Caven
- A Wine Of Wizandry
- Rare Lord
- Return to Forever
- Hop Toad
- Children of the Future
- Hymn to Pain

Dzięki za recenzje. Nie znam tego zespołu, a Sabbath to Sabbath😊 zajrzałem na rym, ten zespół ma jeszcze trzy płyty. Będziesz robił recenzje reszty?? Czy tylko ten album polecasz??
OdpowiedzUsuńNa pewno będą kolejne 😉
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuń