Pink Floyd w Polsce swój kultowy status zawdzięcza przede wszystkim "Dark Side of the Moon", "Wish You Were Here" i "The Wall". Można dodać do tego jeszcze cieszący się sporym uznaniem w naszym kraju "Division Bell", lecz ten album swoją popularność zawdzięcza przede wszystkim jednemu utworowi, "High Hopes". Właśnie od tych trzech albumów wymienionych jako pierwsze zaczęła się moja przygoda z Floydami i podobną drogą przeżyło mnóstwo osób z mojego pokolenia interesujących się rockiem. Wiele z nich, w tym przez długi czas ja, uznawała potem, że skoro poznali najpopularniejsze krążki tego giganta, to nie trzeba znać nic więcej. Od jakiegoś czasu jestem coraz bardziej przekonany, że warto wychodzić poza najbardziej znane dzieła danego wykonawcy, bo na innych albumach można znaleźć dzieła bardzo dobre czy przynajmniej zawierające kilka utworów ocierających się o doskonałość. Takim albumem jest "Ummagumma"
Album nie tylko zawiera nietypową, momentami awangardową muzykę, ale i jego budowa jest niecodzienna. Po pierwsze wydawnictwo jest dwupłytowe- jeden krążek to materiał koncertowy, a drugi studyjny. To co prawda nie było pierwsze tego typu wydawnictwo, bo wcześniej zrobiło tak choćby Cream. Drugi krążek natomiast muzycy podzielili mniej więcej po równo, aby każdy z nich zamieścił na co miał ochotę. Na pierwszy ogień idzie klawiszowiec zespołu, Rick Wright, który umieścił tu czteroczęściowy cykl "Sysyphus". Pierwsza część posiada bardzo dobry, mroczny klimat, druga jest jakby lżejsza pod względem nastroju, za to bardziej "poplątana", trzecia jest jeszcze bardziej pokręcona i zawiera dźwięki, które mi kojarzą się z... małpami. Mnie osobiście ta część nie zachwyca. Sporo różni się od nich część czwarta, która przez długi czas jest spokojna, dopiero po połowie utworu, Wright nadaje jej ponurego, niepokojącego klimatu. Problem w tym, że muzyk niepotrzebnie ozdabia tę kompozycję awangardowymi partiami. Nie mam nic do nich, tylko że odwracają uwagę od właściwego motywu.
Po bardzo udanej propozycji Wrighta przychodzi pora na Watersa. Jego część znacznie się różni od "Sysyphusa". "Grantchester Meadows" zaczyna się ptasimi krzykami spod których w pewnym momencie wychodzi delikatna i całkiem ładna melodia, na której tle basista śpiewa subtelną partię. "Several Species Of Small Furry Animals Together in a Cave and Geooving with a Pict" to pokręcony zlepek różnych zwierzęcych (i momentami ludzkich) poddanych obróbce. Nie do końca uznaje takie eksperymenty. Następnie przychodzi kolej na "Gilmoura" i jego trzyczęściowe "The Narrow Way" brzmiące jak łagodniejsze oblicze Led Zeppelin, tyle że wzbogacone dodatkowymi dźwiękami. A przynajmniej w pierwszej części, bo druga nie nasuwa już takich skojarzeń i jest już bardziej rockowa, dalej jednak udziwniona innymi dźwiękami. Trzecia natomiast to już zupełnie inny utwór - łagodna i ładna ballada z delikatnym śpiewem. Na koniec przychodzi pora na Nicka Masona (i jego ówczesną żonę). "The Grand Vizier's Garden Party" to po prostu trzyczęściowe solo perkusyjne, tyle że wzbogacone na początku i końcu o partie na flecie żony perkusisty. Nic szczególnego.
Najlepsze jednak co "Ummagumma" ma do zaoferowania to płyta pierwsza zawierająca materiał koncertowy. To tylko cztery utwory, ale muzycy wydobyli z nich wszystko co najlepsze. "Astronomy Domine", które już w wersji studyjnej było jednym z najlepszych momentów wczesnego Pink Floyd tutaj zagrane jest jeszcze ciekawiej zachowując swój klimat. "Careful with That Exe Eugene" w początkowej fazie czaruje spokojnymi partiami muzyków, później natomiast kawałek dostaje "kopa", a dzikie wrzaski Watersa powodują ciarki. "Set The Control For The Heart of the Sun" podobnie jak "Astronomy Domine" zachowuje klimat oryginału, ale zagrany jest z większą intensywnością. Natomiast i tak pokręcony "A Saucerful of Secrets" w tej wersji wciąga jeszcze bardziej swoim chaosem.
Pink Floyd to ten zespół z wielkiej szóstki, który uważany jest za ten najprostszy. "Ummagumma" natomiast to dowód na to, że ta czwórka potrafiła nagrać coś nie tylko łączącego przystępne melodie z lekkimi eksperymentami, ale i stworzyć coś prawdziwie awangardowego. Tutaj świadczą o tym obie płyty, tak koncertowa jak i studyjna.
9/10
Lista utworów:
Dysk 1
- Astronomy Domine
- Careful With That Exe Eugene
- Set The Control For The Heart of The Sun
- A Saucerful of Secrets
- Sysyphus part I-IV
- Grantchester Meadows
- Several Species Of Small Furry Animals Gatheret Together in a Cave and Grooving with a Pict"
- The Narrow Way part I-III
- The Grand Vizier's Garden Party

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz