Roy Harper swoimi poprzednimi albumami narzucił sam sobie bardzo wysoką poprzeczkę. I choć "Lifemask" nie dorównuje genialnemu "Stormcock" to muzyk nagrał bardzo fajną płytę. Kolejny album, "Valentine" także jest udany, choć nie wywołuje takich emocji jak żadne z poprzednich dzieł Brytyjczyka.
"Valentine" to album dosyć zróżnicowany i choć dominują tu spokojniejsze akustyczne utwory, to znajdziemy tu również bardzo fajny rockowy utwór "Male Chauvinist Pig Blues" albo "Acapulco Gold" z lekko jazzującą partią pianina. Moim ulubionym z tych mniej typowych dla muzyka nagrań, a właściwie ulubionym z całego albumu jest "Magic Woman", w którym możemy usłyszeć także harmonijkę czy trąbkę.
Pomimo, że pozostałe kompozycje opierają się przede wszystkim na ładnym śpiewie Harpera i jego jak zwykle świetnym partiom gitarowym, to różnią się one od siebie bardzo mocno. "Forbidden Fruit" otwierający album to chyba najpiękniejsze nagranie na "Valentine", w "I'll See You Again" i "Commune" możemy usłyszeć instrumenty smyczkowe, jednak te dwa nagrania nie wypadają najlepiej. "Twelve hours of Sunset" posiada świetny klimat, a instrumentalny "Che" charakteryzuje się hiszpańskim stylem gry na gitarze. "North Country" posiada fajną końcówkę, za to spokojne "Forever" jest dla mnie nieco przesłodzone.
"Valentine" to krążek często niedoceniany nawet przez fanów muzyka. Nie jest to spowodowane słabszym poziomem zawartych tu kompozycji, bo te w większości są bardzo przyjemne, a kilka z nich wypada wręcz bardzo dobrze. Największą bolączką tej płyty jest wg słuchaczy zbyt duża wtórność wobec poprzednich płyt. Mi się jednak album ten podoba.
7/10
Lista utworów:
- Forbidden Fruit
- Male Chauvinist Pig Blues
- I'll See You Again
- Twelve hours of Sunset
- Acapulco Gold
- Commune
- Magic Woman
- Che
- North Country
- Forever

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz