wtorek, 11 października 2022

Recenzja: The Birthday Party - "The Birthday Party"

Okładka albumu "the Birthday Party" zespołu The Birthday Party

Po sporym sukcesie studyjnego debiutu grupy The Boys Next Door, Nick Cave i spółka postanowili wyjechać z rodzimej Australii by podbić świat. Panowie zdecydowali się wtedy na ryzykowny krok zmiany nazwy, pomimo że stara miała już sporą rozpoznawalność. Zanim jednak do tego doszło, grupa zdążyła jeszcze wydać album pod tytułem "The Birthday Party". I początkowo płyta ta była zaliczana do twórczości The Boys Next Door, jednak po wznowieniu krążka w 1982 roku z modyfikowaną okładką, na której widoczna była tylko nazwa krążka, zaczęto przyjmować, że jest to pierwszy album już The Birthday Party.

I w sumie tak wg mnie lepiej, bo oprócz nazwy i miejsca, w którym zespół tworzył, zmieniła się też muzyka. To już nie jest takie proste, przebojowe, nowofalowe granie jak na "Door, Door". Na tym albumie oczywiście przebojowości nie brakuje, bliżej mu jednak do bardziej eksperymentalnego z definicji post punku niż do radiowego new wave. Trudno nie wyczuć tu bardzo silnego wpływu zespołów proto punkowych typu the Velvet Underground czy the Stooges.

Początek albumu jeszcze tego tak mocno nie pokazuje. Singlowy "Mr Clarinet" posiada chwytliwą melodię, z których grupa słynęła jeszcze pod starą nazwą. Surowsze i jakby bardziej zimne, gotyckie jest brzmienie. Dzięki charakterystycznemu wokalowi Nicka Cave'a oraz pełniącemu na albumie istotną rolę saksofonowi trudno wybić sobie ten numer z głowy. Coraz ciekawiej robi się wraz z utworem numer dwa, czyli "Hats on Wrong". Tu już ciężko wychwycić jakąś melodię. Jednak mogące sprawiać wrażenie chaotycznych i hałaśliwych partii każdego z instrumentów, a także równie porąbany śpiew wynagradza to z nawiązką, a utwór naprawdę intryguje.

A zespół dopiero się rozkręca. Kolejny, bardzo energiczny "The Hair Shirt" posiada już wyraźną melodie, ale wciąż jest bardziej zakręcony, a do co wyrabiają tu gitarzyści i perkusista jest niesamowite, szczególnie mam na myśli gitarowe solo. W "Guilt Parade" za to świetny moment mają dęciaki, a w "Riddle House" zarówno gitara jak i saksofon mają bardzo mocne fragmenty.

Muzycy hałasem operują tu wielkim kunsztem czego kolejnym dowodami mogą być "The Friend Catcher", który zarówno początek, jak i spinający utwór klamrą koniec ma mocno hałaśliwy i tylko między nimi można usłyszeć melodię, w dwóch skrajnych fragmentach kompozycji jest to niemożliwe. Sporo z noise rockiem wspólnego mają również "Waving my Arms" i "The Red Clock". Pierwszy z nich ma całkiem chwytliwą melodię, drugi natomiast posiada z lekka orientalny klimat za sprawą dęciaków. Do bardzo udanych numerów należy też kojarzący się z wczesnym The Velvet Underground "Cat Man", natomiast moim ulubionym numerem z całej gry jest finałowy "Happy Birthday". Utwór ten od początku do końca jest bliski ideałowi. Jedyny minus to chórki w refrenie, za to reszta utworu podoba mi się bez żadnego "ale".

Już na "Door, Door" grupa Cave'a pokazała swój niemały potencjał. Tam co prawda panowie skupili się bardziej na przystępności. Na "The Birthday Party" za to zespół świetnie połączył przystępne, chwytliwe melodie z noise'owymi eksperymentami. Dla fanów wymienionych już grup proto punkowych album ten może być niemałą przyjemnością, chociaż ciężko mówić tu o wielkiej oryginalności. Warto wspomnieć, że praktycznie cały materiał z tej płyty pojawił się na składance "Hee Haw", na której można usłyszeć też utwory z tak samo nazwanej EPki.

8/10

Lista utworów:

  1. Mr Clarinet
  2. Hats on Wrong
  3. The Hair Shirt
  4. Guilt Parade
  5. Riddle House
  6. The Friend Catcher
  7. Waving my Arms
  8. The Red Clock
  9. Cat Man
  10. Happy Birthday

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz