środa, 19 października 2022

Recenzja: Kult - "Ostateczny krach systemu korporacji"

Okładka albumu "Ostateczny krach systemu korporacji" zespołu Kult


Kult przez lata swojej działalności przeszedł wiele stylistycznych przemian odbiegając kilkukrotnie od swojego najciekawszego post punkowego, lecz eklektycznego stylu. Później pojawiły się próby grania prostszego, tradycyjnego rocka, metalowe incydenty czy przełożenie na w miarę współczesne czasy twórczości Tadeusza Staszewskiego. Już na "Muj wydafca" grupa wrzuciła mocno zróżnicowany materiał zawierający cechy każdego z tych etapów w twórczości grupy. Na "Krachu..." Kult zaserwował dokładnie taką samą nierówną i niespójną mieszankę.
A mimo to album jest uważany za jedno z największych dzieł zespołu. Wśród miłośników krążka najczęstszym argumentem jest właśnie eklektyzm i zdanie "album jest tak różnorodny, że każdy znajdzie coś dla siebie". Ok, ale słuchać ponad 70-cio minutowego albumu, żeby znaleźć owe "coś"? Tyle dobrego, że tych "cosiów" ja znalazłem sporo, choć nie dorównujących utworom z najlepszego okresu działalności zespołu, czyli tej przed rozpadem.

Popularność tej płycie na pewno przyniósł też sukces przede wszystkim jednego singla. "Gdy nie ma dzieci" to jeden z największych szlagierów grupy, a może i największy. Nie można odmówić temu kawałkowi chwytliwości i długo siedzącej w głowie melodii i sam nawet lubię ten numer, ale o wiele ciekawiej prezentuje się na tym albumie także przebojowy "Krew jak śnieg" o hard rockowej mocy. Nie mam pojęcia czemu zespół nie wypuścił tego utworu na singlu zamiast choćby mocno przeciętnego "Lewego czerwcowego". Ten kawałek także wpada do głowy i nie chce z niej wypaść, ale jest co najwyżej średni, a dla mnie banalny.

Z singli zdecydowanie lepiej prezentuje się klimatyczny "Komu bije dzwon", a także zawierająca specyficzny miłosny tekst "Dziewczyna bez zęba na przedzie" - mój ulubiony utwór z albumu. Kawałek ten świetnie łączy spokojniejsze zwrotki z metalowymi zaostrzeniami w refrenie, a przy tym świetne partie gra tu gitarzysta Krzysztof Banasik. Pod metal podciągnąć można też agresywne "Goopya peezda" (średniak) i "Ja wiem to" (już nieco lepszy). Lepiej od tych dwóch numerów wypada także agresywny, ale posiadający fajne intro i code "Poznaj swój raj".

Do wyróżniających się utworów można zaliczyć też wyciszające "Z archiwum polskiego jazzu" (z samym jazzem niestety nie ma tak wiele wspólnego), bardzo udany psychodeliczny "Kto wie" z klawiszami w stylu "Riders on the Storm" the Doors, orientalizujące i groteskowe w warstwie tekstowej "Jatne" i posiadający fajny basowy motyw "Idź przodem". W tym ostatnim jednak niepotrzebne było perkusyjne końcówki z dziwnymi domówieniami w końcówce. Prosty, może nawet za prosty "Fever fever fever" także mi się w miarę podoba, a na pewno bardziej niż wspomniany "Lewy czerwcowy" czy nijaki "Grzesznik" i jeszcze bardziej miałkie "3 gwiazdy". Całości dopełnia jeszcze średni "Kto śmie traktować cię źle" z dużym udziałem deciakow i niepotrzebne outro pod tytułem "...".

Mam bardzo mieszane uczucia co do "Ostatecznego krachu systemu korporacji". Z jednej strony znajdą się tu niezłe, wpadające w ucho numery, ale z drugiej strony nawet te najlepsze kompozycje wypadają słabiej w porównaniu z tymi z trzech pierwszych albumów. Na plus na pewno ponowne wykorzystanie instrumentów dętych na szeroką skalę z czego zespół zrezygnował na jakiś czas. Jednak muzycy Kultu byli wtedy w wyraźnym kryzysie twórczym, który później jeszcze się pogłębił i trwa do dziś. Kolejne albumy nie dostarczają nam już zbyt wiele dobrego materiału.

6/10

Lista utworów:
  1. Goopya peezda
  2. Lewy czerwcowy
  3. Grzesznik
  4. Gdy nie ma dzieci
  5. Z archiwum polskiego jazzu
  6. 3 gwiazdy
  7. Poznaj swój raj
  8. Dziewczyna bez zęba na przedzie
  9. Kto wie
  10. Fever fever fever
  11. Jatne
  12. Ja wiem to
  13. Kto śmie traktować cię źle
  14. Idź przodem
  15. Krew jak śnieg
  16. Komu bije dzwon
  17. ...

2 komentarze:

  1. Moim zdaniem Kult od 'Mój wydafca', a nawet od 'Taty Kazika' przełączyl sobie tryb: z 'nagrywamy na winyl' - na 'nagrywamy na cd'. Doszła możliwość drzucenia pół godziny muzyki. Właśnie owe pół godziny rozmywa odbiór tych czterdziestu, czterdziestu paru wartościowych.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ten zarzut akurat dotyczy dużo większej liczby wykonawców. Odkąd pojawiła się możliwość nagrywania na jeden krążek godzinę albo nawet 80 minut muzyki większość wykonawców zaczęło iść w ilość zamiast rozsądniej selekcjonować materiał. Obecnie gdy patrzy się na czas trwania przypadkowego albumu, raczej rzadko zdarza się aby czas ten był krótszy niż 50 minut.

      Usuń