poniedziałek, 21 listopada 2022

Recenzja: King Gizzard and the Lizard Wizard - "Oddments"

Okładka albumu "Oddments" King Gizzard and the Lizard Wizard

King Gizzard and the Lizard Wizard już na początku swojej kariery dali się poznać jako bardzo pracowity zespół. Pierwszy album długogrający grupa wydała w 2012 roku, a swój czwarty krążek wypuścili do sprzedaży już w 2014. Dodam, wyprzedzając fakty, że nie był to ostatni wydany przez zespół album w tamtym roku. A co nowego młodzi muzycy mogli zaprezentować na czwartym krążku wydanym w tak krótkim czasie? W sumie to całkiem sporo, choć dużo tutaj też cech znanych z trzech poprzednich dzieł Australijczyków. Niestety ale nie wszystkie pomysły były trafione.

W album udanie wprowadza hard rockowo- psychodeliczny "Alluda majaka" z hałaśliwym wstępem i właśnie w tym kawałku występuje oczywiste nawiązanie do albumu numer dwa w karierze zespołu, a mianowicie odgłosy jakby kowbojskiej strzelaniny i rżenie koni. Swoją drogą nie wiem czy te elementy były potrzebne i mam pewne wątpliwości czy w ogóle tu pasują. Do debiutu natomiast najbardziej nawiązuje bardziej garażowy, wesołkowaty "Vegemite", który jednak jest średni.

Reszta utworów to już bardziej rozwijanie stylistyki trzeciego albumu, jednak bez oczywistych nawiązań czy autoplagiatów. W "Stressin'" muzycy ciekawie urozmaicili kompozycje fajnym solo na gitarze basowej, a sam utwór to niezły, spokojniejszy psychodeliczny numer. Zakorzeniony w bluesie "It's got Old" wyróżnia się natomiast udziałem fletu, który mimo, że kojarzyć się może bardziej z folkiem niż psychodelią, to właśnie świetnie ten psychodeliczny nastrój potęguje. Także mocno na plus wyróżnia się subtelniejszy "Work This Time" z perkusyjnym początkiem, a nieźle wypada również bardziej beatlesowski "Sleepwalker", który mógłby być lepszy gdyby nie nieprzekonujące mnie harmonię wokalne kojarzące się właśnie z czwórką z Liverpoolu. Troszkę gorzej wypada utrzymany w podobnym klimacie "Crying" oraz "Hot Wax". W tym ostatnim jednak występuje bardzo fajny basowy motyw. Do lepszych momentów albumu należy też prawie finałowy folkowy "Homeless Man in Adidas" z urzekającą melodią. Nie widzę jednak sensu w umieszczeniu żadnej z trzech miniatur występujących na krążku.

Warte uznania jest w jakim tempie muzycy King Gizzard and the Lizard Wizard tworzą i wydają mowy materiał, jednak "Oddments" to koleiny album w miarę udany, ale ciężko doszukać się w nim czegoś więcej. Gdyby Australijczycy dłużej popracowali nad materiałem z poprzedniego albumu, mogliby wyselekcjonować co lepsze momenty z tamtych sesji, z tymi powstałymi kilka miesięcy później i wydanymi na "Oddments", szczególnie że stylistycznie te dwie płyty nie odbiegają na tyle, żeby po zgrabnej selekcji powstało dzieło niezbyt spójne. Gdyby artyści nie szło w ilość ale w jakość to taki album mógłby być już naprawdę bardzo interesującym dziełem, a tak, niestety ale na prawdziwą bombę w wykonaniu tej grupy trzeba było jeszcze trochę poczekać.

6/10

Lista utworów:

  1. Alluda majaka
  2. Stressin'
  3. Vegemite
  4. It's got Old
  5. Work This Time
  6. ABABCD
  7. Sleepwalker
  8. Hot Wax
  9. Crying
  10. Pipe-dream
  11. Homeless Man in Adidas
  12. Oddments

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz