W 1992 roku grunge był już zjawiskiem popularnym na całym świecie. Do czasu wydania drugiego długograja Alice in Chains, muzyczny świat zachwycał się już "Ten" Pearl jam, "Batmorfinger" Soundgarden, "Apple" Mother Love Bone czy przede wszystkim "Nevermind" Nirvany. A nie bez echa przeszły także wcześniejsze wydawnictwa właśnie opisywanego zespołu, wspomnianych Soundgarden i Nirvany czy debiut The Smashing Pupkins. Biorąc pod uwagę popularność nowego podgatunku, "Dirt" był skazany na sukces. I faktycznie go osiągnął, i to całkowicie zasłużenie, bo muzyka tu zawarta to jedna z najlepszych rzeczy jakie powstały w latach 90.
Album zaczyna się od dwóch mocnych, przebojowych uderzeń. Zarówno "Them Bones" jak i bardziej rozpędzony "Dam That River" to świetne, łączące ciężar ze świetnymi melodiami utwory, w których błyszczą zarówno instrumentaliści, jak i wokalista grupy. A potem jest już (prawie) tylko lepiej. Najpierw otrzymujemy jeden z najciekawszych utworów w twórczości grupy, mroczny "Rain When I Die", który jeszcze bardziej niż utwory z debiutu przywodzą ma myśl Black Sabbath, a później słyszymy jeden z największych hitów "Alicji", spokojniejszy ale zawierający zaostrzenia w refrenie "Down in a Hole".
Potem słyszymy dość porąbany "Sickman" z partią Staleya kojarzącą się z człowiekiem chorym psychicznie, wręcz obłąkanym, jednak potem poziom nieco na moment spada, bo "Rooster" mimo niezłego klimatu, szybko się nudzi, a trwa dosyć długo. Wciąż jednak jest to jeden a najbardziej znanych utworów zespołu. Później znowu wskakujemy na wysoki poziom za sprawą sabbathowego "Junkhead" oraz utrzymanego w średnim tempie utworu tytułowego z ciężkim ale melodyjnym riffem.
Nawet najprostszy na całym krążku "God Smack" nie odstaje zanadto poziomem od reszty. Sam utwór posiada zresztą fajną linię basową, a tuż po nim, często na tej samej ścieżce możemy usłyszeć niezatytułowaną miniaturę z udziałem Toma Arayi ze Slayera. Końcówka albumu to także udany materiał z jedną prawdziwą bombą. "Hate to Feel" to wolno kroczacy utwór z jakby zrezygnowanym wokalem Staleya, a "Angry Chain" aż kipi mrokiem w zwrotkach, żeby w refrenie zmienić się w przebojowy numer. Pod względem przebojowości nic jednak nie przebija genialnego finału albumu w postaci "Would?". Kawałek ten słusznie cieszy się największą popularnością w katalogu grupy, a także jest jednym z najbardziej znanych utworów w całym gatunku. Dzięki świetnej basowej linii, bardzo udanej partii wokalnej oraz przebojowemu refrenowi, numer ten jest bliski ideału.
"Would?" bliskie jest doskonałości, ale cały album to dzieło niesamowicie spójne, stojące prawie przez całą długość na bardzo wysokim poziomie. Jest to absolutny klasyk w całym podgatunku, ale tak naprawdę można nazwać go klasykiem całej, jakże szerokiej muzyki rockowej.
10/10
Lista utworów:
- Them Bones
- Dam That River
- Rain When I Die
- Down In a Hole
- Sickman
- Rooster
- Junkhead
- Dirt
- God Smack
- Hate To Feel
- Angry Chain
- Would?

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz