Tak jak rok podzielony jest na cztery pory roku, tak szósty album album King Gizzard and the Lizard Wizard podzielony jest na cztery -trwające dokładnie 10 minut i 10 sekund każdy - utwory. Kto jednak po tym mylącym wstępie myśli, że australijski zespół jest kolejnym, który wziął sobie na cel muzyczną ilustrację każdej z pór roku, źle odczytał zamiar Australijczyków.
Nawet jeśli taki pomysł pojawił się w głowach muzyków, to naprawdę ciężko określić, który utwór miałby symbolizować którą porę roku. Każda z czterech zawartych tu kompozycji to mocno inspirowane psychodelią, ale w gruncie rzeczy bardzo przystępne mimo czasu trwania, melodyjne utwory. Pierwszy na albumie "The River" hipnotyzuje zarówno melancholijnym głosem wokalisty, jak i warstwą instrumentalną, a w części instrumentalnej jest czymś jakby psychodelicznym jamem. Końcówka tego utworu dodatkowo, po krótkim wyciszeniu, jest dosyć bujająca. Sporo słabiej wypada jednak najsłabszy na albumie "Infinite Rise". Mimo ponownie niezłej melodii, to kompozycja ta zdecydowanie nie powinna być taka długa. Znacznie lepiej wypada także bardzo melodyjny i przyjemny "God is in the Rhythm" ze słyszalną delikatną inspiracją muzyką reggae a także wokalem, jeszcze bardziej niż do tej pory, przypominającym Roberta Planta. W utworze tym warto też skupić się na tym co nie jest słyszalne jako pierwsze, bo na drugim planie dzieje się sporo, a nawet ma się wrażenie, że w tle pojawia się dodatkowa melodia. Najlepiej jednak z całego albumu prezentuje się najbardziej psychodeliczny finał krążka w postaci "Lonely Steel Sheet Flyer" z klimatycznym, lekko eksperymentalnym wstępem. Coś w stylu tego wstępu pojawia się też w środku utworu oraz w końcówce. A sama kompozycja miewa momenty inspirowane muzyką wschodu a także najciekawsze partie gitarowe na całym krążku. Szczególnie ten utwór jest warty uwagi.
"Quarters" to wciąż jeszcze nie do końca dopracowane dzieło, jednak pomysł - choć banalny- aby podzielić płytę na cztery równe części wyszedł całkiem nieźle. Fakt, że pułapka w postaci nagrania utworu trwającego tyle samo co pozostałe kompozycje zaszkodziła szczególnie pozycji nr dwa, a w innych także słuchać krótkie fragmenty wciśnięte jakby na siłę, to i tak jest to chyba najlepszy do tamtej pory album King Gizzard and the Lizard Wizard. A najlepsze i tak dopiero nadejdzie. I to kilkukrotnie.
7/10
Lista utworów:
- The River
- Infinite Rise
- God Is in the Rhythm
- Lonely Steel Sheet Flyer

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz