PJ Harvey (właściwie Polly Jean Harvey) to brytyjska wokalistka i multiinstrumentalistka grająca szeroko pojęty rock alternatywny- chociaż bardziej tę przystępną odmianę niż tę awangardową. Sam z jej twórczością zaznajomiłem się całkiem niedawno, bo około dwa miesiące temu. Wcześniej nazwisko wokalistki było mi znane, ale ciągle odkładałem zapoznanie się z jej dyskografią. W końcu zdecydowałem się odsłuchać debiut artystki zatytułowany "Dry" i natychmiast mnie zachwycił. To była miłość od pierwszego odsłuchu.
Płyta składa się z 11, przede wszystkim chwytliwych i przebojowych nagrań jak choćby singlowe "Dress" oraz "Sheela- Na- Gig". Oba kawałki charakteryzują się raczej prostymi partiami instrumentalistów, ale połączone ze sobą dają bardzo dobry efekt. Największą siłą tych utworów jest jednak wokal Polly Jean, która dysponuje naprawdę fajną barwą głosu i niemałymi umiejętnościami, które pozwalają jej gładko przechodzić z subtelnego, łagodnego śpiewu w pełną energii i emocji linie wokalną.
Najlepszą wizytówką PJ jako wokalistki są dwa spokojniejsze nagrania. Pierwszy na płycie "Oh my Lover" to genialna ballada, w której muzycy świetnie budują napięcie, by w pewnej chwili wokalistka oczarowała nas niezwykle emocjonalnym śpiewem pełnym bólu. Dobrze wypada również pół -ballada "Fountain" jednak tej wiele brakuje i nie doświadczymy tu takiego budowania napięcia jak w otwierającym numerze.
Do lepszych fragmentów longplaya należą prosty ale także przebojowy "Stella", oparty na chwytliwej partii basu "Victory" ze świetną linią wokalną i chyba najbardziej przebojowe na albumie "Water", które aż dziwne, że nie zostało wydane na singlu. Dosyć ciekawie rozwija się "Plants and rags". Początkowo słyszymy "ogniskową" partię gitarową, żeby z czasem pojawiły się nieco dziwne, awangardowe partie Chasa Dickie na wiolonczeli. Samo nagranie jest chyba najbardziej alternatywne, może nawet awangardowe z całego zestawu. Całkiem dobrze słucha mi się również krótkiego "Joe", w którym mimo zaledwie 2 i pół minuty trwania, dzieje się naprawdę dużo: sporo tu zmian motywu czy liczne piski i zgrzyty.
Album nie jest jednak idealny. Nawet w opisanych wyżej utworach jest się do czego przyczepić, jednak koniec końców słucha mi się ich bardzo dobrze. Znajdziemy tu jednak jeszcze nudnawy "Hair" oraz kojarzący się nieco z southern rockiem "Happy and bleending", który jednak wypada co najwyżej średnio.
Dzięki świetnemu debiutowi PJ Harvey natychmiast dołączyła do największych moich odkryć muzycznych w ostatnim czasie, a także do ścisłej czołówki moich ulubionych wokalistek- obok takich wielkich postaci jak Janis Joplin, Byörk, czy naszych rodaczek Kory i Kasi Nosowskiej. Na tym krążku podoba mi się również nieco przybrudzone brzmienie. Niestety, ale dwa kolejne krążki artystki nie zachwyciły mnie tak bardzo. Może po odsłuchaniu ich po raz kolejny za jakiś czas, coś się zmieni, ale na ten moment nie uważam, żeby warto było je polecać.
7/10
Lista utworów:
- Oh my lover
- Stella
- Dress
- Victory
- Happy and bleending
- Shela-na-gig
- Hair
- Joe
- Plants and rags
- Fountain
- Water

Dzięki za ręcke PJ👍
OdpowiedzUsuńPJ to jedno z moich największych odkryć w ostatnim czasie, więc musiałem ją tu przedstawić. Niestety nie obiecuję, że pojawią się recenzję kolejnych albumów, bo już nie były wg mnie tak dobre. A przynajmniej nie dwa kolejne. Ale nie wykluczam innych uzdolnionych żeńskich głosów, jak choćby te, które napisałem w ostatnim akapicie.
OdpowiedzUsuń